Rozdział 8

Monachium, baza firmy kurierskiej, środa, 21 czerwca, godzina 05:28, Ulrich Stern


Ulrich jak co ranek siedział w swoim dostawczym samochodzie, czekając aż jego koledzy z pracy zapakują mu wszystkie paczki, jakie dzisiaj musiał rozwieźć. Lubił ten układ. Wiedział, że w innych firmach kurierskich to kurier sam pakował sobie samochód, ale właśnie dla tego udogodnienia wybrał tą konkretną firmę. Przynajmniej w tym przypadku to ekspedycja odpowiadała za zapisanie mu paczek na dany dzień na tablet i ich załadunek do dostawczaka.


-Kolejny nudny ranek w pracy. Naprawdę muszę ją zmienić. Ileż można wstawać tak wcześnie? Yumi tak smacznie spała, kiedy wychodziłem. Zazdroszczę jej, że może jeszcze pospać. Z drugiej strony nie chciałbym przechodzić przez to co ją spotkało. Już na samą myśl o ustawianym małżeństwie mnie gotuje. Nie chcę nawet myśleć o innych rzeczach, które ją spotkały. Ale cieszę się, że zwróciła się do mnie o pomoc. Teraz mamy szansę odbudować naszą relację. I kto wie? Może nam to jakoś wyjdzie? A może będzie z tego coś więcej? Nie, Ulrich, nie idź tą drogą. Yumi z pewnością nie ma ochoty na żadne związki, a na pewno nie z tobą w roli głównej. Odpuść sobie. Teraz ważne jest, żebyśmy jakoś ogarnęli sobie mieszkanie, żeby mieć dobre warunki do funkcjonowania na co dzień. Swoją drogą, to już nie mogę się doczekać dzisiejszych zakupów meblowych. Zastanawiam się czy łatwo się z Yumi dogadamy w sprawie wyposażenia domu. Cóż, może jej pozwolę wybrać wszystko? Z pewnością ma lepszy gust ode mnie…

-Wszystko gotowe! Możesz jechać! - O, już czas do pracy.

-Dzięki. - No to byle do dwunastej. A potem już z górki.

-Do zobaczenia, Ulrich!

-Do zobaczenia, Alex! - No to w drogę. Paczki się same nie rozwiozą. A tyle by to ułatwiło...


Monachium, mieszkanie Ulricha, środa, 21 czerwca, godzina 08:34, Yumi Ishiyama


Yumi wstała tego dnia wyjątkowo wcześnie z zamiarem wykonania tajnego planu, który wykluł się w jej głowie przez noc. Teraz biegała po mieszkaniu zbierając wszystkie rzeczy, jakich potrzebowała do wyjścia na zewnątrz. Kiedy już miała wychodzić, przypomniała sobie, że nie zabrała kluczy. Przeszukała za nimi każdy zakamarek mieszkania, ponieważ pamiętała, że Ulrich miał jej je zostawić na stole w pokoju. Tam ich jednak nie było.


-No szybciutko, szybciutko, Ishiyama! Nie masz całego dnia na wyzbieranie się i wyjście z domu! Gdzie się podziały te cholerne klucze? Dlaczego zawsze muszę ich szukać przed wyjściem? Może Ulrich zostawił je w torbie? Nie. A tutaj są. Małe, wredne, nie miały gdzie się schować, tylko w kieszeni swetra Ulricha. Dobra, teraz mogę już iść. Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować mój mały master plan na dzisiaj. I kto wie? Może uda mi się zrobić niespodziankę Ulrichowi?


Paryż, uniwersytet, środa, 21 czerwca, godzina 10:46, Aelita Schaeffer


Aelita siedziała w sali wykładowej, udając, że interesuje ją tematyka wykładu z matematyki. Profesor objaśniał właśnie rachunki różniczkowe, które kobieta już dawno przerobiła w czasie wolnym. Do tego miała już dość zajęć w tym tygodniu, a świadomość nieuniknionego rozstania z Jeremim przyprawiała ją dodatkowo o ból głowy.


-Niech już ten wykład się skończy. Nudzi mi się okropnie. Wolałabym robić milion innych rzeczy niż siedzieć tutaj i słuchać tego marudzenia. Naprawdę ten gościu nie potrafi przekazywać wiedzy. A na egzaminie chętnie nas rozliczy z tego swojego pierniczenia. Z drugiej strony mam przynajmniej teraz zajęcie, a tak to bym siedziała sama jak ten palec w mieszkaniu. Jeremy nie odezwał się od wczoraj. A dzisiaj nie ma go na wykładzie... Może to i dobrze. Chociaż może to też oznaczać, że mu na mnie nigdy nie zależało (i na tych studiach też). Och, co za okropne myśli. Lepiej skupię się na wykładzie. O. Przyszła do mnie jakaś wiadomość. Może Jeremy raczył się odezwać? Miło by było, gdyby zabrał swoje rzeczy z mieszkania. Niech się już wynosi do tej swojej Laury. A nie. To wiadomość od Williama.

Dzień dobry Księżniczko. Czy miałabyś ochotę się dziś ze mną spotkać?” - Nie, nie, nie. Tylko się nie rumień! Pamiętaj, że jesteś na wykładzie! Nie możesz wyglądać jak burak.

Cześć :) Ochotę to może i mam, ale o której byś się chciał spotkać?” - Wyślij.

Koło 19 jestem wolny, a Ty?”

Kończę o 19:30”

Świetnie. Będę czekał przed uniwerkiem”

Dobrze :)”

Do zobaczenia Księżniczko!”

Do zobaczenia!” - To takie miłe, że znów się spotkamy. Przy Williamie czuję się tak swobodnie. Mam nadzieję, że uda nam się odbudować relację ze szkoły i będziemy się częściej widywać. Brakowało mi bratniej duszy już od dawna, bo Jeremy znacznie się ode mnie oddalił w ciągu ostatniego roku, a teraz znów mam kogoś. Choć szczerze, nie spodziewałam się, że to będzie akurat William.


Nicea, mieszkanie Odda, środa, 21 czerwca, godzina 11:19, Odd Della Robbia


Odd chodził po mieszkaniu, próbując znaleźć ubranie, które byłoby czyste, i które mógłby ubrać do pracy. Zniechęcony przekopywaniem się przez tony ubrań na krzesłach, postanowił wszystkie rzeczy, które będą brudne pozbierać do kosza na pranie. Ku jego zaskoczeniu znalazł niewiele czystych ubrań, a za to stos na podłodze łazienki urósł do niebotycznych rozmiarów. Della Robbia zmuszony sytuacją westchnął ciężko, po czym poszedł nastawić pranie. 


-Dobrze, że dzisiaj mam na popołudnie. Mogłem się przynajmniej dobrze wyspać. I ha! Jeszcze tylko dzisiaj i jutro, a pojutrze lecę do Ulricha! Zastanawiam się czy Yumi już znalazła swoje mieszkanie, czy też Ulrich będzie musiał jakoś nas przekimać w tym swoim małym mieszkaniu (przynajmniej z jego opisów wynika, że jest małe). Mi by Yumi nie przeszkadzała - zawsze to dodatkowa dusza do pogaduszek, a w dodatku bardzo się za nią stęskniłem. Idealnie by było spotkać całą paczkę Wojowników, ale patrząc po tym, że część z niej jest we Francji, a część w Niemczech to może być to trudne. No nic – jak się nie ma co się lubi, trzeba lubić co się ma. I tak świetnie, że mam trochę wolnego i mogę w ogóle wyjechać do znajomych. Już się nie mogę doczekać! W ogóle to wypadałoby się spakować. Ale to może nie dzisiaj... Dzisiaj to niestety muszę iść do roboty, a jak wrócę to już będzie grubo po dziesiątej. Więc pewnie jutro się spakuję. Chociaż, nie. Jutro też mam na popołudnie. Cholera. No to będę musiał jutro wstać wcześniej i się spakować – już mi się ten pomysł nie podoba.


Monachium, market budowlany, środa, 21 czerwca, godzina 11:47, Yumi Ishiyama


Yumi już od kliku godzin spacerowała po alejkach sklepu budowlanego, który znajdował się najbliżej jej obecnego miejsca zamieszkania. Szukała w nim farb i tapet, które będą mogły zastąpić w mieszkaniu Ulricha tą przytłaczającą biel ścian. Wcześniej wzięła także do koszyka szpachelkę, pędzle, folię malarską, taśmę malarską i gotową szpachlę gipsową.


-Jasny zielony, czy czerwony? Zielony, czy czerwony? A może jednak żółty? Chyba jednak żółty. Boże, mogłam się zapytać Ulricha, czy dalej lubi zielony. Chociaż znając go to by pewnie wybrał brązowy. A niech to! Biorę jasny żółty na ściany i do tego jako akcent te tapety zielone. A te beżowe idealnie będą pasowały do przedpokoju z aneksem kuchennym. O i jeszcze muszę wziąć jakieś pudełka, żeby rzeczy popakować. I to będzie tyle. Ciekawa jestem co Ulrich powie jak zobaczy, co kupiłam. Może nawet uda mi się coś już ogarnąć zanim wróci? Byłoby świetnie!


Paryż, akademik uniwersytecki, środa, 21 czerwca, godzina 12:31, Aelita Schaeffer


Aelita po porannych zajęciach postanowiła wrócić do swojego pokoju w akademiku, żeby zjeść obiad i przepakować swoją torbę na kolejne wykłady tego dnia. Szła właśnie korytarzem, prowadzącym do drzwi jej mieszkania, grzebiąc w kieszeniach spodni w poszukiwaniu kluczy.


-Dobrze mieć taką przerwę obiadową w środku zajęć. Przynajmniej człowiek ma czas coś zjeść i odsapnąć w mieszkaniu. Następne zajęcia mam dopiero po piętnastej, więc mam przynajmniej trzy godziny wolnego. Jak tylko wejdę do mieszkania to od razu robię sobie jedzenie – okropnie burczy mi w brzuchu (brzmi to trochę jak u Odda). Dobra, gdzie są klucze? A tutaj. No to błogą przerwę czas zacząć... O. Tego się nie spodziewałam. Czyżby Jeremy wziął wszystkie swoje rzeczy, kiedy byłam na wykładach? Na to wygląda. Dobrze. Niech spada. Nie chcę go widzieć na oczy. Mógł wcześniej myśleć co robi. Hm. Tego tutaj nie było. Co to za kartka? Liścik. Od Jeremiego.

Droga Aelito!

Przepraszam za to co stało się wczoraj. Wiem, że z twojej strony to musiało brzmieć dwuznacznie, ale wcale tak nie było. Zdecydowanie nadinterpretowałaś sytuację. Ostatnio jesteś zbyt porywcza. Zastanów się nad swoim zachowaniem. Nie mam ochoty już znosić twoich scen zazdrości i humorków. Dorośnij. Żeby trochę Tobą „wstrząsnąć” wyprowadzam się do Marco. Ochłoń trochę i jak już będziesz gotowa to zadzwoń do mnie. A do tego czasu żegnaj – nie zobaczymy się prędko, bo zmieniłem grupę na uniwersytecie.

Do usłyszenia,

Jeremy”

-Ja nadinterpretowałam?! JA?! To nie ja tu jestem winna tylko Ty! Ty i nikt inny! Głupi palant! Jak on w ogóle śmiał mi coś takiego napisać?! Liczył, że weźmie mnie na litość?! Oj to się grubo przeliczył. Nie będę za nim latała jak jakaś idiotka! Od dawna miał mnie w poważaniu, a teraz myśli, że mu wybaczę? I ja wcale nie mam humorków, a tym bardziej nie robię scen zazdrości! To było tylko w trosce o nasz związek, Jeremy. Chciałam go ratować... Ale nie było po co!


Aelita zmięła kartkę, na której był napisany list, a następnie wrzuciła ją do kosza, stojącego pod biurkiem. Była tak zdenerwowana sytuacją, że nie zawracała już sobie głowy jedzeniem, tylko wzięła poduszkę z połówki łóżka Jeremiego, po czym zaczęła w nią uderzać pięściami i po niej skakać z wściekłością.


Monachium, mieszkanie Ulricha, środa, 21 czerwca, godzina 13:07, Yumi Ishiyama


Po powrocie z marketu budowlanego, Yumi postanowiła od razu zabrać się do pracy. Przygotowała zakupione pudełka, a następnie zaczęła zbierać za koleją rzeczy, które znajdowały się w pokoju. Nie było tego zbyt wiele, a najwięcej czasu zajęło jej pakowanie książek i płyt spod parapetu. Kiedy wszystkie rzeczy znalazły się w pudełkach, Ishiyama folią malarską okryła meble i odsunęła je od ścian.


-Muszę przyznać, że nie myślałam, że aż tak szybko mi pójdzie z tym pakowaniem. Ulrich rzeczywiście nie ma zbyt dużo rzeczy. Wszystko ładnie popakowałam, przykryłam folią meble. To teraz czas na malowanie. Sufit będzie najgorszy – zawsze mi się nachlapie na ubranie i na buzię. No, ale cóż – zrobić to trzeba, nie ma innego wyjścia. Mam nadzieję, że uda mi się zrobić dużo zanim Ulrich wróci!


Paryż, centrum miasta, środa, 21 czerwca, godzina 14:27, William Dunbar


William kroczył ulicami Paryża. Miał na sobie czarne spodnie dresowe i bluzę w tym samym kolorze, a kaptur od niej zakrywał mu całą głowę. Ręce miał schowane w kieszeniach swoich ulubionych spodni. Stylówka na sportowca była jedną z jego ulubionych przykrywek, które mógł wykorzystywać podczas swojej pracy. Tego dnia okazała się także jedną z najbardziej praktycznych przykrywek, jakie kiedykolwiek miał okazję na siebie założyć.


-Naprawdę nie chce mi się chodzić dzisiaj za Jeremim. Chociaż i tak teraz jest w jednym miejscu, nie to co było rano, gdy zabierał rzeczy od Aelity z mieszkania. Łaził chyba ze trzy razy wte i nazad, jakby kurczę nie mógł pożyczyć samochodu od jakiegoś kumpla i przewieźć tego wszystkiego na raz. Zastanawiam się jak to wszystko zniosła Aelita. Musi jej być ciężko. Pewnie niczego się nie spodziewała. Ale może to i lepiej dla niej, że została odseparowana od tej sytuacji. Mogła wpaść w naprawdę duże tarapaty, nie będąc nawet tego świadoma. Cieszę się, że już jej ta sprawa nie dotyczy, a przynajmniej nie bezpośrednio. Swoją drogą mógłbym jej coś dać na dzisiejszym spotkaniu. Na pewno ma zły humor. Kwiaty i czekoladki powinny ją trochę podnieść na duchu. Ciekawe czy lubi tulipany? Róże są zbyt oklepane i pewnie dostawała je zawsze od Jeremiego. Tak. Tulipany będą świetną opcją. Takie lekko różowe – pod kolor jej pięknych włosów. I do tego jakąś śliczną bombonierkę. To bardzo dobry pomysł! Kupię to wszystko jak tylko skończę pracę. A jak już przy pracy jestem to w sumie to cieszę się, że szef przydzielił do obserwacji Jeremiego jeszcze jedną osobę. Zawsze łatwiej jest podzielić się obowiązkami i zdecydowanie trudniej jest coś przeoczyć. Nie mówię już tutaj o ogromnym wsparciu pary, która inwigiluje Laurę. Teraz jak ona trzyma się blisko z Jeremim mamy wszyscy o połowę mniej pracy, bo nowi państwo „Einstein” są praktycznie nierozłączni w ciągu dnia. To zdecydowanie lepiej dla nas. Z pewnością nic przed nami nie ukryją. Oczywiście zakładając, że wiedzą, że są śledzeni. W co wątpię. Tą sprawą zajmują się sami najlepsi z najlepszych.


Monachium, samochód Ulricha, środa, 21 czerwca, godzina 15:23, Ulrich Stern


Przez cały dzień pracy Ulricha męczyły uliczne korki. Ciągnęły się one przez całą dobę, ponieważ wciąż jedna z głównych ulic w tej części Monachium była rozkopana, a do tego w mieście organizowano międzynarodowe targi, które zwiększyły znacznie natężenie ruchu w ciągu dnia. Zbliżał się także sezon turystyczny, więc pojawiło się również wielu turystów zagranicznych, którzy swoimi samochodami nie potrafili jeździć w ogóle po mieście. To wszystko bardzo frustrowało Ulricha. Nie pomagała mu też świadomość, że przekroczył już dawno czas swojej pracy, nawet jeśli to oznaczało możliwość odebrania nadgodzin w systemie równoważnym.


-Nie zdążę! Miałem dzisiaj szybciej skończyć i jechać z Yumi po meble, a zostały mi jeszcze cztery przesyłki! Cholerne korki! Nie ma szans, żebym zdążył to wszystko ogarnąć przed szesnastą, bo jeszcze muszę przejechać pół miasta i wrócić do bazy. Yumi z pewnością będzie na mnie zła. Taka wtopa! A miało być tak pięknie... I mieliśmy zjeść obiad na mieście. Heh. Cały plan poszedł w cholerę.


Monachium, mieszkanie Ulricha, środa, 21 czerwca, godzina 16:29, Yumi Ishiyama


Yumi skończyła nakładać pierwszą warstwę farby na sufit. Rozejrzała się po mieszkaniu, w poszukiwaniu miejsca, gdzie mogłaby usiąść na chwilę i odpocząć. Z tego wszystkiego nie zostawiła sobie ani kawałka wolnej przestrzeni, żeby móc sobie usiąść  - wszędzie leżały pudła z rzeczami.


-Już dawno po czwartej, a Ulricha jeszcze nie ma. Mam nadzieję, że nie przydarzyło mu się nic złego. Uspokój się, Ishiyama. Z pewnością się spóźni, bo dzisiaj na mieście są wyjątkowo duże korki z uwagi na ten przeklęty remont w centrum. W najgorszym wypadku jutro pojedziemy po meble. Dzisiaj mam nadzieję skończyć malowanie. Może Ulrich mi pomoże przy drugiej warstwie farby? Nie ukrywam, że już jestem zmęczona po pomalowaniu całego pomieszczenia pierwszy raz. Co gorsza, muszę jeszcze godzinę czekać na nałożenie drugiej warstwy. Do tego czasu Ulrich już pewnie wróci. Cóż, skoro teraz i tak nic nie robię to mogłabym zrobić obiad. Ulrich z pewnością będzie głodny, a raczej nie zanosi się na naszą wyprawę na miasto.


Japonka z trudem przeniosła wszystkie pudełka z przedpokoju, żeby zwolnić sobie dostęp do aneksu kuchennego. Zwinęła przykrywającą go folię malarską, a następnie przepłukała garnek, do którego wlała wodę na makaron.


Monachium, mieszkanie Ulricha, środa, 21 czerwca, godzina 18:01, Ulrich Stern


Ulrich klepnął zamaszyście drzwiami od swojego dostawczaka, pozostawiając go na miejscu parkingowym pod blokiem. Był bardzo zmęczony całym dniem spędzonym w pracy i korkami, jakich doświadczył, próbując rozwieźć wszystkie paczki, jakie miał na ten dzień w przydziale. Ziewając ostentacyjnie i nie dbając o zakrywanie przy tym ust, powlókł się w kierunku drzwi wejściowych do bloku.


-Nareszcie w domu! Jeszcze tylko kilka schodów i będę mógł się uwalić na kanapie. Już się boję co powie Yumi skoro spóźniłem się tyle godzin. Zabije mnie. Na sto procent. I do tego mam tylko marne usprawiedliwienie w postaci korków na mieście. W ogóle czemu na klatce schodowej tak pachnie farbą? Tylko nie mówicie mi, że sąsiad spod trójki znowu remontuje mieszkanie. Jak mu się to nie nudzi? I jak mu się chce? To byłby już drugi remont w tym roku. Rozmawiałem z nim kiedyś. Pamiętam jak mi powiedział, że on po prostu nie może się zdecydować na jeden wygląd mieszkania i dlatego co chwilę zmienia kolory ścian i niektóre meble. Nie dziwię mu się. Też bym pewnie malował co pół roku ściany jakbym pracował w mieszkaniu. Nie dość, że tam pracuje to jeszcze tam mieszka, śpi, je i generalnie całe jego życie kręci się wokół trzech pomieszczeń. Prawie w ogóle nie wychodzi ze swoich czterech ścian. Jak tak można? Nie rozumiem tego. Ale koniec o tym, muszę się przygotować na awanturę. Już słyszę głos Yumi jak krzyczy: „Miałeś być na drugą najpóźniej! Mieliśmy jechać na zakupy!”. Dobra, do odważnych świat należy. Wchodzę.

-Cześć!

-Witaj, Ulrich! Jak tam w pracy? Niezłe korki na mieście, co? - I tylko tyle? Nie będzie awantury?

-No, totalny paraliż miasta przez ten remont. O boże. Co się tutaj stało?!

-Malowałam. Czy to źle?

-Nie… Ale kiedy...?

-No jak byłeś w pracy. Zostało mi jeszcze tylko przykleić tapety i jutro możemy jechać po meble. - Yumi jesteś prawdziwym skarbem.

-To świetnie!

-Podobają ci się kolory? Tapety w przedpokoju będą beżowe. - Masz bardzo dobry gust, Yumi. Jakby mi się miało to nie podobać?

-Świetnie dobrałaś kolory. Przepraszam, że dzisiaj nie pojedziemy po meble...

-Nic się nie stało. Domyśliłam się, że przez korki dzisiaj wrócisz później, więc ugotowałam obiad. - Kobieto, kiedy Ty to wszystko zrobiłaś? Jesteś naprawdę niesamowita!

-Nie musiałaś, wiesz o tym.

-Wiem, ale mogłam, więc zrobiłam. Siadaj i jedz, bo potem musimy znowu przykryć stolik, żeby go nie ubrudzić.

-Dzięki. Pomogę ci jak tylko zjem.

-Liczę na to, Ulrich. Powiedzmy, że już jestem zmęczona po całym dniu...

-Nie dziwię ci się...


Paryż, plac przed uniwersytetem, środa, 21 czerwca, godzina 19:36, Aelita Schaeffer


Aelita biegła w dół po klatce schodowej, kierując się w stronę wyjścia z budynku uniwersytetu, w którym właśnie skończyła swoje zajęcia na ten dzień. Co chwilę spoglądała nerwowo na ekran swojego telefonu, wyczekując jakiejkolwiek nadchodzącej wiadomości od Williama. 


-Och, mam nadzieję, że William nie będzie zły, że chwilę się spóźnię. Niestety pan profesor jak zawsze się za bardzo rozgadał na zajęciach. Ten gość ma gadane. Nie ma co. O, widzę Williama!

-Cześć!

-No nareszcie, Księżniczko! Zaczynałem się martwić, że nie przyjdziesz.

-Przepraszam, William. Zajęcia się trochę przeciągnęły.

-Nic nie szkodzi. To dla ciebie. - Różowe tulipany? Czekoladki? Nie musiałeś.

-Dziękuję. To miło z twojej strony.

-Nie ma za co. Piękne kwiaty dla pięknej kobiety. - William przestań, bo będę się rumienić!

-Naprawdę dziękuję.

-Czemu jesteś taka smutna?

-Miałam dzisiaj ciężki dzień.

-Opowiedz mi o nim.

-Dobrze, ale może chodźmy gdzieś.

-A gdzie chcesz iść, Księżniczko? - Oj, już przestań tak mi księżniczkować.

-Myślę, że kawiarnia będzie dobrym pomysłem.

-Tam gdzie ostatnio?

-Może być.

-Dobrze. W takim razie chodźmy.


Paryż, centrum miasta, środa, 21 czerwca, godzina 20:49, Jeremy Belpois


Jeremy spacerował właśnie brzegiem Sekwany, obserwując tęsknie mijanych ludzi. W większości mijał pary, które trzymały się za ręce i rozmawiały ze sobą wesoło. On jednak był sam. Ta samotność ogarnęła go niespodziewanie, a jej świadomość zaatakowała go tak nagle, że nie był w stanie przyznać się do swojego stanu emocjonalnego, więc cały smutek z nim związany próbował wyprzeć.


-Nigdy nie myślałem, że moje życie tak się potoczy. Że moje wybory doprowadzą mnie do tego momentu w życiu, gdzie moja droga rozeszła się z drogą Aelity. Gdybym usłyszał od kogoś w liceum, że w dorosłym życiu rozstanę się z Aelitą, nigdy bym w to nie uwierzył. A jednak. Rozstaliśmy się i teraz każde z nas pójdzie inną drogą. Oczywiście to wszystko jest jej winą, a nie moją. Mogła być mniej zazdrosna i mniej „troskliwa” o nasz związek. Trochę za bardzo mnie to przytłoczyło. Może dobrze się stało, że przyłapała mnie z Laurą i zinterpretowała to w taki a nie inny sposób. Będę miał teraz więcej czasu dla siebie i nie będę musiał się nią przejmować.