Rozdział 7

Paryż, kawiarnia, wtorek, 20 czerwca, godzina 14:12, William Dunbar


Kawiarnia w pobliżu uniwersytetu była bardzo skromnie urządzona. Miła tylko pięć stolików dwuosobowych, a większość tego co w niej sprzedawano klienci brali na wynos. Pomimo stosunkowo wczesnej pory, panował w niej spory ruch. Aelita i William musieli chwilę zaczekać, zanim zwolnił się jeden ze stolików. Bardzo im się jednak poszczęściło, ponieważ akurat gdy ich zamówienie było gotowe, stolik w samym rogu kawiarni się zwolnił.


-Kocham tą kawiarnię! Nie wiem, czy to kwestia odstawienia od cukru przez kilka lat, czy te ciasta naprawdę są takie smaczne, ale z pewnością podczas mojego pobytu w Paryżu jeszcze nie raz tu zajrzę. Duży plus ma też za lokalizację – łatwo mi będzie obserwować mój cel.

-W sumie mam do ciebie pytanie… – Muszę przerwać tą ciszę, bo za długo już rozkoszuję się tym cudownym serniczkiem. Jeszcze mnie Aelita weźmie za jakiegoś dziwaka...

-Tak? Jakie?

-Czemu nie przyszłaś z Jeremim? Szczerze, to liczyłem, że zobaczymy się we trójkę. - Mam nadzieję, że nie brzmiało to podejrzanie... Jakbym chciał z nią chodzić, czy coś...

-Jeremy ostatnio nie ma zbyt wiele czasu.

-O. A co mu ten czas zabiera?

-Studia. Chociaż ostatnio mam wrażenie, że nie tylko one.

-To znaczy? - Robi się ciekawie…

-Widzisz, od pewnego czasu ciągle znika gdzieś z kolegami ze studiów. - Więc jednak. Jest coś na rzeczy.

-Na imprezy chodzą, czy co?

-Nie. Nie podejrzewam Jeremiego o taki tryb życia. Zawsze mówi, że idą się uczyć do egzaminów i pracować nad projektami.

-To nie pracujecie nad projektami razem? - Jednak nasze gołąbeczki mają kryzys. Dobrze czułem po kościach.

-Na pierwszym roku owszem często pracowaliśmy razem, ale w tym roku Jeremy się zmienił. Podejrzewam, że maczała w tym palce Laura.

-Laura?

-No.

-Myślałem, że ona wyjechała.

-Tak było. Ale wróciła. Niestety. Wolisz nie wiedzieć jak Jeremiego wyściskała jak się spotkaliśmy po raz pierwszy od dłuższego czasu. On też się ucieszył jak powiedziała, że będzie z nami studiować. - Aelita jest taka piękna jak jest zazdrosna. Naprawdę, jeśli Jeremy ją zdradza to jest okropnym dupkiem. Boże. Nie pomyślałem tego, nie? Oczywiście, że pomyślałem. Ech. Nie potrzebuję się zakochiwać. Nie teraz. Poza tym ona jest już zajęta!

-Czyżbyś była zazdrosna o nią?

-Nie. To nie to. Po prostu jestem zła, na to że ostatnio moja relacja z Jeremim jest daleka od ideału i nic nie mogę na to poradzić, ponieważ ile bym się nie starała przykuć jego uwagi to on zawsze i tak ma mnie gdzieś.

-A nie myślałaś czasem o zerwaniu z nim? - Jezu, ale mam długi jęzor. Muszę szybko się ratować! - Wiesz, nie miałem nic złego na myśli. Raczej chodziło mi o to, że może by się chłopak opamiętał.

-W porządku, przecież tylko rozmawiamy. Co do rozejścia się, to szczerze ci powiem, że nie jeden raz myślałam o tym, ale zawsze wracam do punktu wyjścia... - No nie wierzę. Panna Einstein wyrosła na naprawdę interesującą kobietę.

-Jakiego?

-Po prostu nie mam dokąd pójść. Jeśli się rozstaniemy, zostanę z niczym. Nie mogę ryzykować. - Ona żartuje? W tych czasach się tym przejmować. Skoro chce odejść od niego to czemu tego nie zrobi? Chociaż z drugiej strony przyda mi się jej wsparcie.

-I tylko dlatego się unieszczęśliwiasz?

-Nie jest aż tak źle. - Twoja mina mówi co innego, Księżniczko.

-Rozumiem, ale ja na twoim miejscu nie czekałbym na gwiazdkę z nieba, a po prostu wziął Jeremiego na szczerą rozmowę.

-Wiesz, ty jesteś odważniejszy ode mnie. Ja się boję. - Miło słyszeć, że ktoś ma mnie za odważnego.

-Czego?

-Chyba kłótni, która nastąpi po takiej szczerej rozmowie.

-Ja bym raczej obstawiał, że taka szczera rozmowa pozwoli ci rozwiać wątpliwości. Może okaże się, że Jeremy wcale cię nie zdradza z Laurą, a tylko się przyjaźnią?

-Chciałabym być tak optymistycznie nastawiona, ale patrząc po rozwoju sytuacji to nie mam wątpliwości, że coś jest na rzeczy. - Jest o wiele gorzej niż myślisz, Aelita. Szkoda, że nie mogę ci o tym powiedzieć. Przynajmniej nie teraz. Chociaż nie wiem, czy Jeremy cię zdradza, to z pewnością nie spodoba ci się to co robi w tajemnicy przed tobą.

-Może nie będzie tak źle. Spróbuj z nim pogadać. Szczerość w związku to podstawa.

-Wiem, dlatego postaram się z nim pogadać, ale nie oczekuję cudów.

-Ja też nie... - Chociaż czasem się zdarzają. Szkoda, że tylko nielicznym.

-O kurczę. Tak dobrze mi się z tobą tu siedzi, że nawet nie zauważyłam kiedy się zrobiła druga. Muszę się pomału zbierać, bo się spóźnię na zajęcia.

-No mi też z tobą miło płynie czas. Może chcesz, żeby cię odprowadzić?

-Jeśli chcesz to chętnie. A co z rachunkiem?

-Nie przejmuj się. Zapłacę. - Aelita za kogo ty mnie masz? Przecież wiadomo, że zapłacę. Nie byłbym sobą, gdybym postąpił inaczej. Zwłaszcza wobec ciebie.


Monachium, mieszkanie Ulricha, wtorek, 20 czerwca, godzina 14:47, Ulrich Stern


Po obiedzie przygotowanym przez Yumi, Ulrich postanowił pozmywać naczynia i ogarnąć nieco mieszkanie. Nie chciał pokazać Yumi, że jest bałaganiarzem, zwłaszcza, że zamierzał wreszcie z nią porozmawiać o wspólnym mieszkaniu. W tym czasie Japonka postanowiła zanurzyć się w lekturę książki, ponieważ Niemiec z determinacją wymalowaną na twarzy stwierdził, że nie potrzebuje jej pomocy, więc może sobie spokojnie odpocząć.


-No dobra. Zjedliśmy. Odpoczęliśmy. To wypadałoby porozmawiać. Tylko od czego by tu zacząć? Może nie jest to najlepszy moment na tego typu rozmowę? Yumi wydaje się być pochłonięta książką. Może lepiej to odłożyć? Nie! Po prostu muszę przyznać, że boję się jak zareaguje. Powinienem się zebrać w sobie i z nią pogadać. No dajesz Ulrich! Dasz radę!

-Eeee... Yumi?

-Tak?

-Możemy pogadać?

-Jasne, a o czym?

-O mieszkaniu.

-Och, wiem, że miałam coś znaleźć, ale naprawdę nie ma nic sensownego. Przepraszam, postaram się jutro coś znaleźć. Obiecuję, że nie będę ci dłużej na głowie siedzieć niż to potrzebne. - A ty znowu swoje. Yumi, Yumi, kiedy ty zmądrzejesz?

-Nie o to mi chodzi.

-Nie? To o co?

-Zastanawiałem się, czy może nie chciałabyś tu zamieszkać ze mną bardziej na stałe? - Uf. Wyplułem to z siebie. Szkoda tylko, że pewnie dla niej to zabrzmiało jak seria z karabinu maszynowego.

-Znaczy, że miałabym tu mieszkać z tobą?

-No zasadniczo to tak.

-A co z czynszem?

-Nie zastanawiałem się nad tym. Póki co nie musisz się zrzucać, bo nie masz pracy, a potem jak będziesz chciała to możemy się składać na czynsz.

-Dobrze, a co z meblami? Nie ma tu łóżka. Nie możesz zawsze spać na materacu. - Uwierz mi Yumi, dla ciebie to bym spał nawet na gołej wylewce, gdybyś mi kazała.

-Myślałem, że jeśli zechcesz tu zostać to możemy umeblować to mieszkanie razem. I tak od dłuższego czasu planowałem tutaj kupić meble. Może i to mieszkanie jest małe, ale jeśli mądrze dobierzemy wyposażenie, to może być całkiem przytulne.

-Wiesz, moi rodzice zawsze mówili, że domu nie tworzą ładne meble i kolorowe ściany, a ludzie, którzy w nim mieszkają.

-Święte słowa. To jak się zapatrujesz? - Błagam zgódź się. Proszę. Błagam.

-I tak mi nie szło ze znalezieniem na szybko mieszkania, więc chyba nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić. - Jest! Jest! Jest! Zgodziła się! Cudownie!!!

-To kiedy chcesz jechać po meble?

-Jeśli to mają być dla mnie meble, to muszę najpierw mieć kasę na nie.

-Nie przejmuj się! Mam odłożone pieniądze. Możemy z nich skorzystać.

-Jesteś pewny? - Głupie pytanie.

-Oczywiście, że tak.

-A masz może jutro czas po pracy? - Szybka jest. Nie spodziewałem się tego.

-Pewnie. Możemy się umówić, że zaraz po pracy po ciebie przyjadę i jedziemy szukać mebli do naszego mieszkania. - Jak to dobrze brzmi. NASZE mieszkanie.

-A obiad?

-Zjemy na mieście. Ja stawiam. Co ty na to, współlokatorko?

-Z przyjemnością, współlokatorze! - Ta rozmowa naprawdę poszła lepiej niż myślałem. I czego tu się było bać głupi Sternie?


Paryż, plac przed uniwersytetem, wtorek, 20 czerwca, godzina 15:18, Aelita Schaeffer


William zgodnie ze swoją propozycją odprowadził Aelitę z powrotem pod budynek, z którego wcześniej wyszła. Jednak mimo upływającego czasu i zbliżającego się nieubłaganie popołudniowego wykładu z układów scalonych, ani Aelicie, ani Williamowi nie śpieszyło się do rozstania. 


-Oj, tak dobrze mi się gada z Williamem. Szkoda, że z Jeremim tak nie potrafię. Ta rozmowa jest taka przyjemna i luźna, i do tego nie chce się skończyć. Stoimy już przed uniwersytetem jakieś 10 minut i dalej się rozstać nie możemy. Może jednak powinnam bardziej naciskać na pożegnanie? Przecież zaraz się spóźnię na ten wykład! Cholerka!

-William, bardzo miło mi się z tobą gada, ale naprawdę muszę już iść.

-Rozumiem, Księżniczko. A zobaczymy się jeszcze?

-Masz kontakt do mnie, to po prostu napisz. Myślę, że nie będzie problemu ze znalezieniem wspólnego terminu.

-Super. To napiszę w wolnej chwili. Dziękuję za dzisiaj.

-Ja też dziękuję.

-Przytulas na pożegnanie?

-Czemu by nie? - Och, jaki on jest cudownie umięśniony. Tak dobrze zbudowany. Mogłabym go tulić cały czas. Nie. Stop. To tylko przyjaciel. Jesteś z Jeremim. Jeszcze.

-A ten całus w polika to za co?

-Za mile spędzony czas. Jeszcze raz dzięki William, potrzebowałam tego.

-Do usług, Księżniczko.

-To do zobaczenia!

-Pa! - No i tyle z miłego czasu. Teraz pora na smutną rzeczywistość. Ciekawe, czy Jeremy będzie dzisiaj na zajęciach. W sumie miło, że William mnie odprowadził. Naprawdę wydoroślał. Zaraz, w której ja to sali miałam mieć… Ach tak! Sala 18. Jeremiego nie ma. Oczywiście. Z tego przedmiotu zawsze opuszcza wykłady… Niech go… A nieważne. Teraz czas na naukę. Nie zamierzam sobie nerwów psuć tym małpiszonem.


Monachium, mieszkanie Ulricha, wtorek, 20 czerwca, godzina 19:56, Yumi Ishiyama


Yumi siedziała razem z Ulrichem na kanapie, oglądając film, który przypadkowo znaleźli zmieniając kanały. Nie był on jakiś szczególnie interesujący, ale ponieważ nie znaleźli nic innego, oglądali to co najbardziej się nadawało do oglądania. 


-Bardzo się cieszę, że Ulrich zaproponował mi zamieszkanie z nim. Współdzielenie czynszu zawsze jest lepsze niż płacenie samemu całej stawki. Mam nadzieję tylko, że jakoś się dogadamy i znajdziemy wspólny język jeśli chodzi o umeblowanie tego mieszkania. Miło, że Ulrich wszystko opłaci, ale kiedyś mu się za to odwdzięczę. Na pewno.

-A, Yumi?

-No?

-Odd przylatuje w piątek o 21:30, więc pojadę go odebrać.

-Och, w ten piątek?

-Tak, a co?

-To kiedy zdążymy ogarnąć mieszkanie, żeby miał gdzie spać? - Przecież my się tu ledwo mieścimy, a jak ma się tu jeszcze Odd z nami pomieścić?

-Spokojnie, w najgorszym wypadku wyśpi się na wycieraczce. - No bardzo zabawne, Ulrich.

-Raczej nie byłby z tego zadowolony...

-Wiem, pewnie by się śmiertelnie obraził. Może jakoś uda nam się ogarnąć mieszkanie zanim przyjedzie. 

-Może kupimy wszystko jutro, a ja się zajmę ogarnięciem mieszkania, żeby jakoś wyglądało.

-Jesteś pewna? Nie chcę cię z tym zostawiać.

-Żaden problem. Poradzę sobie. - I przy okazji trochę się odwdzięczę za twoje dobre serce.

-No dobrze. W najgorszym razie wyślemy Odda do hotelu.

-Też jest to jakaś opcja awaryjna. - Wydaje mi się, że nie będzie to konieczne. Przecież to mieszkanie nie jest zbyt duże. Powinno nam pójść sprawnie.


Paryż, akademik uniwersytecki, wtorek, 20 czerwca, godzina 21:17, Aelita Schaeffer


W pokoju Aelity i Jeremiego jak nigdy świeciło się górne światło. Aelita chodziła zdenerwowana po pokoju w jedną i w drugą stronę wzdłuż linii biurek, nerwowo przygryzając paznokcie.


-No i gdzie jesteś, Jeremy? Miałeś być dwie godziny temu! Zaczynam się już martwić. Może powinnam zadzwonić? Nie. Dam mu jeszcze czas. Może się zwyczajnie zasiedział. Każdemu się zdarza. Ok. Tylko, że jemu ostatnio zbyt często. Hm. Może jednak zadzwonię. Nie. Pomyśli, że jestem zazdrosna. A dodatkowo dam mu powód do narzekania, że jestem nadopiekuńcza. Och. Jednak dzwonię. No odbierz, Jerry. Odbierz. Nie odbiera. A może mu się coś stało? Oby nie. Dobra jeszcze raz. Może nie chce odebrać ode mnie? Spróbuję jeszcze raz. Miarka się przebrała! Idę do Belli, może ona mi pozwoli od siebie zadzwonić do niego.


Aelita wyszła z pokoju na korytarz, kierując się w stronę klatki schodowej i pokoju swojej znajomej z roku. Ostatnio była to też jej główna partnerka do tworzenia projektów grupowych. Schaeffer szybko znalazła się na wyższym piętrze, przed drzwiami pokoju Anabelli. Zastukała kilka razy niezbyt głośno. Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich pojawiła się dziewczyna o szczupłej budowie ciała, niezbyt wysoka, z długimi czarnymi włosami, ubrana w szare dresy. 


-Cześć Anabella! Mogę wejść na chwilkę?

-Pewnie! Co cię do mnie sprowadza?

-Telefon mi się zepsuł i nie mam jak zadzwonić do Jeremiego. Mogłabym zadzwonić od ciebie? - Małe kłamstwo w słusznej sprawie chyba nie zaszkodzi.

-Jasne. Trzymaj.

-Dzięki wielkie. Spadłaś mi z nieba. - Łączy. Jak tym razem nie odbierze to idę go szukać. - Bella, czy mogę stanąć na korytarzu? Jest lepszy zasięg. - Będę się smażyć w piekle za te kłamstwa, ale nie chcę, żeby Bella słuchała rozmowy z Jeremim. Jeśli jakaś w ogóle będzie… 

-Pewnie. Jak skończysz rozmawiać to po prostu mi podrzuć telefon. - Cieszę się, że Bella nie należy do wścibskich osób. W sumie nawet ją lubię i często pracujemy ostatnio razem nad projektami na studia.

-Halo? - No weź się odezwij Jeremy, jak już odebrałeś!

-Och. Kto tam?

-A kto tam? - Boże, na pewno wybrałam numer Jerrego. To nie może być ona. - Dodzwoniłam się do Jeremiego?

-Tak, ale... Och... Jest... Och... chwilowo... niedostępny. Uch.

-A kiedy będzie? - Zabiję tą żmiję!

-Nie… Wiem… Och!

-Laura, wiem, że to ty. Gadaj gdzie Jeremy! - Zaraz mnie rozniesie! Co za padalec z Jeremiego!

-Laura, kto dzwoni? Czy to Aelita? Daj mi telefon. Aelita, to ty?

-Nie. Duch Święty! - A myślisz, że kto?! Jak mogłeś?! No jak?!

-Cholera, Aelita! To nie tak jak myślisz!

-Za późno, Jeremy. Sam wybrałeś. - Boże, co za katastrofa! 

-Aelita, pozwól, że wytłumaczę!

-Nie. Zostań u niej. Nie chcę cię teraz widzieć!

-Ale... - Rozłącz. Nie mogę w to uwierzyć! Drań! Co za cham! Co za... A szkoda gadać. Wiedziałam, że Laura nie jest dla niego obojętna i że robi mi konkurencję. No i wyszło na moje. Zdradza mnie. W ogóle jak on mógł z nią?! Ze mną nie chciał! Pewnie nie jestem aż taka atrakcyjna jak ona. Głupia pinda. Brzydka, głupia pinda! I co ja teraz zrobię? Ok. Tylko spokój nas uratuje. Oddam telefon Belli, a potem pomyślę.


Aelita oddała pośpiesznie koleżance telefon, dziękując jej przy tym za pomoc. Wróciła do swojego pokoju, po czym rzuciła się z płaczem na łóżko. Była załamana zaistniałą sytuacją i nie wiedziała co powinna w tym momencie z tym wszystkim zrobić.