Rozdział 6

Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 21:41, Ulrich Stern


Ulrich siedział na skraju kanapy, przypatrując się Yumi. Nie chciał się okazać w stosunku do niej nadopiekuńczy, ale mimo najszczerszych chęci nie potrafił oderwać od niej wzroku. Desperacko chciał się upewnić, że będzie z nią wszystko w porządku. Co jakiś czas pochylał się bliżej jej twarzy, żeby uważnie przyjrzeć się czy równo oddycha.


-Jak długo można drzemać? Swoją drogą to było dziwne. Yumi się gwałtownie ocknęła na łóżku, rozejrzała się dookoła i jak tylko mnie zobaczyła to opadła z powrotem na łóżko, mówiąc, że musi się trochę przespać, bo się źle czuje. To było naprawdę dziwne – zwłaszcza, że nie zwróciła nawet uwagi na to, że jest naga. Dobrze, że ją przykryłem. Jak się obudzi, muszę z nią poważnie porozmawiać. Komu jak komu, ale mi powinna powiedzieć od razu o co chodzi. Pewnie się wstydziła, czy coś w tym rodzaju. Ale nie powinna. Przez wzgląd na naszą przyjaźń...


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 21:53, Yumi Ishiyama


Yumi leniwie otworzyła oczy. Powoli przyzwyczajała się do delikatnego światła, które rzucała lampa, stojąca w kącie pokoju. Kiedy tak przyglądała się otoczeniu, jej wzrok spoczął na zamyślonym mężczyźnie, siedzącym na skraju kanapy, na której leżała. Chciała się mu lepiej przyjrzeć, więc oparła się na łokciach, odrywając głowę od poduszki. Jednak od razu pożałowała swojej decyzji, ponieważ zakręciło się jej w głowie i odruchowo opadła z powrotem na poduszkę.


-Och, moja głowa. Czuję się okropnie. Co się w ogóle stało? Zasłabłam? Na to wygląda. O boże. Nie mam ubrania. Nie mam ubrania! Szlag! Szlag! Szlag! Zaraz, zaraz. Nie mam ubrania. Brałam prysznic wcześniej. Teraz jestem w łóżku. Jak to się do cholery stało?! Ulrich. Musiał mnie znaleźć w łazience. Widział mnie bez ubrania! Niech to wszyscy diabli! Co za wstyd... Pewnie będzie chciał się mnie pozbyć teraz. Sprawiam mu same kłopoty. Heh. Heh.

-O, już się obudziłaś. Jak się czujesz? - Jakby przebiegło po mnie stado słoni.

-Bywało lepiej. - Może pominiemy ten temat, co?

-Co się stało, Yumi? Źle się poczułaś? - Co ja sobie myślałam. Na 100% nie odpuści.

-Zakręciło mi się w głowie i zanim zdążyłam coś z tym faktem zrobić to ogarnęła mnie ciemność, a potem obudziłam się już w łóżku… Dzięki za pomoc.

-Zawsze do usług. - No nie uśmiechaj się tak, bo wyglądasz zbyt czarująco. Co jak się jeszcze zakocham? Nie. Nie ma mowy! Ishiyama, weź się w garść. Już wystarczająco dużo przeszłaś z mężczyznami. Nie potrzebujesz więcej się pakować w miłosne historie. To nie dla ciebie.

-Czy podasz mi coś do ubrania? Źle się czuję bez niczego na sobie.

-Oczywiście. A tak nawiasem, to nie denerwuj się. Nie podglądałem cię. Jak tylko cię znalazłem to zakryłem cię ręcznikiem, a potem kocem. - Uff. Dobrze, że był na tyle wychowany. Już się bałam, że jak sobie odpłynęłam to on się na mnie gapił. Stary, dobry Ulrich, zawsze taktowny. 


Ulrich przyniósł Yumi piżamę, którą naszykowała sobie w łazience, z myślą, że ubierze ją po kąpieli. Kiedy Yumi wzięła ją w swoje ręce, Ulrich od razu rozpoznał moment, w którym powinien dać jej czas, żeby się ubrała, więc ulotnił się z powrotem do toalety.


-O i oto jest cudowne ubranie. Nareszcie mogę się podnieść z łóżka.

-Możesz już przyjść!

-Idę!

-Dzięki, teraz jest o wiele lepiej.

-Cieszę się. Czy chcesz coś zjeść, żeby zebrać więcej sił?

-Nie. Nie mam ochoty jeść. - Prędzej zwymiotuję, niż coś zjem.

-Yumi, a czy możemy porozmawiać? - Oho, zaczyna się przesłuchanie. To było nieuniknione...

-O czym? - I tak wiem, że zapyta o to skąd mam siniaki. Musiał je widzieć. Aż taki ślepy nie jest.

-Widziałem twoje siniaki. Co się stało? - Wiedziałam. Mogłam się założyć, że o to zapyta.

-Wolałabym o tym nie mówić.

-Jak chcesz. Nie będę naciskał, ale wolałbym, żebyś mi powiedziała. Jesteśmy przyjaciółmi. Teraz na jakiś czas jesteśmy współlokatorami. Mi możesz wszystko powiedzieć. - Może faktycznie warto rozważyć taką opcję? Nigdy nikomu o tym nie mówiłam. No, poza moją kochaną rodziną, która oczywiście miała to wszystko w głębokim poważaniu. Może Ulrich będzie inny? Może będzie miał inne podejście? Może znajdzie lepsze rozwiązanie tego bałaganu? I tak nie mam nic do stracenia.

-To jest długa historia...

-Spokojnie, mamy czas. - No co ty nie powiesz…

-Ja... Nawet nie wiem od czego zacząć.

-Najlepiej od początku. - Łatwo powiedzieć.

-Nie. Nie mogę. - Nie chcę się użalać nad sobą...

-Owszem, możesz. Proszę, powiedz Yumi co się dzieje. Martwię się. - Tak tylko mówisz. To tylko puste słowa... Nic nie znaczą.

-Niech ci będzie. Ale to będzie skrót telegraficzny, bo naprawdę chcę zostawić to za sobą.

-Zgoda. Lepsze to niż nic. - Heh. Cały Ulrich.

-Jak już wiesz uciekłam od mojego męża, ale nie powiedziałam ci dlaczego.

-Owszem. - Och, Ulrich nie ułatwiasz mi tego. Nie patrz się tak wnikliwie.

-Jakby to dobrze ująć? Myślę, że można powiedzieć, że Tetsuo miał ciężką rękę w stosunku do mnie. Jakbyś nie oceniał Japonii, to nawet w takim kraju wszystko się może zdarzyć, dopóki nie wychodzi na światło dzienne. W każdym razie, wszystko zaczęło się zaraz po naszym ślubie. Chociaż już odkąd pierwszy raz zobaczyłam Tetsuo, miałam złe przeczucia co do niego.

-Które okazały się prawdą, tak?

-Dokładnie. Próbowałam prosić rodziców o pomoc, a także dalszą rodzinę. Wszyscy mieli to w nosie! Nikt się tym nie przejął! A wiesz dlaczego? Bo „Tetsuo to taki porządny, młody mężczyzna”. Więc znosiłam codzienne upokorzenia w domu, w samotności. Wyobraź sobie, że nie mogłam nawet dzwonić do znajomych bez jego wiedzy. Co jakiś czas udawało mi się napisać do Aelity. W sumie to dzięki niej nie zwariowałam w tym życiowym bałaganie. No i w końcu coś we mnie pękło. Postanowiłam wziąć swoje życie we własne ręce i zaczęłam obmyślać plan ucieczki. Wpadłam na pomysł wrócenia do Francji, ale potem dowiedziałam się, że jesteś w Niemczech i zmieniłam plany.

-Nie boisz się, że twój mąż będzie cię szukał? - Tego boję się najbardziej.

-Nie wierzę, żeby mu aż tak zależało na naszym związku. Z tego co wiem to miał jakąś laskę na boku.

-To dlaczego nie mogliście się rozwieść?

-Mówiłam ci, że to małżeństwo było dla przypieczętowania współpracy naszych ojców. Jeśli byśmy się rozwiedli to zostalibyśmy naznaczeni przez nasze rodziny.

-No tak, ale w tym momencie wasz związek nie istnieje.

-W praktyce nie, ale dalsza rodzina pewnie nic nie wie. Tetsuo nie będzie taki głupi, żeby komuś powiedzieć, że uciekałam. Jemu jest to na rękę. Pewnie teraz w naszym „wspólnym” domu już mieszka ta siksa. - Mam nadzieję, że się nie mylę i już nigdy nie zobaczę tego drania. Chociaż istnieje mała szansa na to, że jednak będzie mnie szukał. Ale czy wpadnie na to, żeby szukać mnie tutaj? A co jeśli tak? Czy Ulrich będzie w niebezpieczeństwie? Może być. Nie, Ishiyama, nie myśl tak. Tetsuo z pewnością ci już nie grozi. Już go nie ma. To przeszłość. Przeszłość i nic więcej.


Paryż, akademik uniwersytecki, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 22:23, Aelita Schaeffer


W pokoju panował półmrok. Aelita siedziała łóżku po turecku, przeglądając internet na swoim laptopie. Sprawdzała między innymi pocztę uczelnianą, media społecznościowe i serwisy informacyjne, a w tle puszczała sobie techno z YouTube’a. W pewnym momencie przyłapała się na tym, że nie patrzy co przegląda, a jej ręka mimowolnie scrolluje stronę główną jednego z portali informacyjnych. 


-Martwię się. Jeremy już dawno powinien wrócić. Gdzie go tym razem wywiało? Jak ostatnio poszłam go szukać to był w pubie z naszymi kolegami ze studiów i tą zdzirą Laurą, która odkąd pamiętam dostawia się do niego. Zastanawiam się, czy to co teraz czuję, myśląc o niej to zazdrość, o której tak dużo mówi Jeremy? Czy właśnie tak ją się odczuwa? Dopóki nie pojawiła się Laura, to nigdy takiego czegoś nie czułam, a teraz po prostu mnie nosi. Myślałam, że jak skończyliśmy liceum to ona zniknie z naszego życia i byłam bardziej niż szczęśliwa, że wybrała studia informatyczne w Madrycie. Ale musiała wrócić. Niech ją szlag. I to teraz, kiedy mamy z Jeremiem kryzys. Pamiętam jak ją zobaczyłam na początku semestru. Przyleciała jak w skowronkach do Jeremiego i mu oznajmiła, że przepisała się na naszą uczelnię, bo tęskniła za rodzicami i za nim oczywiście, i że teraz będzie z nami na roku. Niech to szlag. Od tamtej pory między mną, a Jeremiem jest coraz gorzej. Jeremy znika po wykładach, czasem nawet w nocy się wymyka. Myśli, że ja tego nie widzę? Przecież nie jestem ślepa! Mógłby mi powiedzieć! Powiedzieć, że mnie już nie kocha. Powiedzieć, że chce zerwać – cokolwiek, byleby nie trwać w takim szambie emocjonalnym.


Paryż, restauracja La Favorite, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 22:53, William Dunbar


Restauracja La Favorite była dość kameralnym i elegancko urządzonym lokalem, położonym kilka przecznic od ścisłego centrum, w pobliżu Sekwany. Było to miejsce bardzo urokliwe, serwujące smaczne jedzenie. Dodatkowo, restauracja była otwarta do późnych godzin nocnych, dlatego William lubił spędzać w tym miejscu sporo czasu, kiedy akurat był w Paryżu. Mężczyzna siedział właśnie przy jednym ze stolików przy oknie, spoglądając przez nie i obserwując przechodniów na ulicy. 


-Wszystko czego się dzisiaj dowiedziałem o celu mojego ostatniego zlecenia jest absolutnie koszmarem. Nie mogę przecież śledzić kogoś, kogo znam. To wbrew zasadom. Mam nadzieję, że zleceniodawca to zrozumie, bo w przeciwnym razie, czeka mnie bardzo ciężka praca. Chociaż ten dzień przypomniał mi o tym, że warto odnowić stare znajomości. Ciekawe, co robią dawni Wojownicy Lyoko? Spróbuję się z nimi skontaktować. Ale do którego z nich najlepiej napisać? Wiem, że Yumi jest w Japonii. Pamiętam jak mówiła, że wraca w rodzinne strony. To było trudne do zaakceptowania dla mnie. Lubiłem ją. Naprawdę. Nie. Nie. Kochałem ją. A może nadal ją kocham? Sam już zgubiłem się we własnych myślach. Z Ulrichem nie miałem najlepszych kontaktów. Odd to debil. Jeremy – może lepiej o nim teraz nie myśleć. A może Aelita? Ona zawsze była taka miła i otwarta. To będzie dobry pomysł, a dodatkowo może przybliżyć mnie do mojego celu. Wspaniale! Postanowione. Napiszę do niej. Chociaż na swoim profilu w internecie ma podane, że studiuje w Paryżu. To może bez zbędnych ceregieli złożę jej wizytę? Przemyślę to. Mam jeszcze czas. Ta noc będzie długa.


Nicea, mieszkanie Odda, wtorek, 20 czerwca, godzina 10:04, Odd Della Robbia


Mieszkanie Odda obfitowało w stosy ubrań, piętrzące się z krzeseł i grożące zawaleniem. Pełno w nim było także kartonów po pizzy, które walały się w najróżniejszych miejscach, zaczynając od szafki w przedpokoju, a na podłodze łazienki kończąc. Jednak Odd ignorował ten bałagan, ponieważ nie miał siły sprzątać, a wolny czas, którego nie miał zbyt wiele, wolał poświęcać na granie w gry komputerowe i plotkowanie ze swoim najlepszym przyjacielem przez telefon. Della Robbia siedział właśnie na rozścielonym łóżku w piżamie, szukając czegoś interesującego w telewizji. 


-Jak dobrze jest się wyspać. Cudowny dzień wolny. I to tylko dzięki temu, że wczoraj miałem tą popołudniową zmianę. Boże, co to była za masakra. No, ale już jest za nami. Ostatecznie nie wyszło tak źle, bo odwaliłem robotę wczoraj to dzisiaj mnie kumpel zastępuje. Ogarnę się szybko i napiszę zaraz do Ulricha. Przecież musi wiedzieć, że jego najlepszy przyjaciel – Odd Wspaniały – ma już zarezerwowane bilety, i że przyjedzie już niebawem! Już w najbliższy piątek! Ach, błogie wakacje! No dobra, to tylko dwa dni, ale jednak. Kto wie, może w przyszłym roku będę miał więcej wolnego? O tak. Pojadę sobie wtedy na Karaiby. Ok, ogarnąłem się na tyle, że mogę już napisać do Ulricha. No, ale zaraz, zaraz. Gdzie jest mój telefon? No gdzie ja go położyłem? Gdzieś tu musi być. Ja nie mogę. Czasem to się zastanawiam, czy jak gdzieś coś położę to samo dostaje nóg i gdzieś się samowolnie oddala, bo nie przypominam sobie, żebym kładł coś tam gdzie to znajduje. O! Tu cię mam ty stary złomie! Więc wracając do pisania:

Yo! Stary! Przybywam do cb w piątek! Odbierzesz mnie z lotniska, nie? Mam przylot o 21:30.” - Wyślij. Ciekawe ile tym razem będę musiał czekać na odpowiedź. Oby odpisał szybko – nie lubię długo czekać. O, odpisał.

OK" - I tylko tyle?!


Monachium, samochód Ulricha, wtorek, 20 czerwca, godzina 10:32, Ulrich Stern


Ulrich jechał swoim samochodem dostawczym do kolejnego szczęśliwca, który dzisiaj otrzyma swoje zamówienie ze sklepu internetowego. Był już za połową pracy, a mimo to nie był w stanie się całkowicie skupić na prowadzeniu pojazdu. Przez swoje rozkojarzenie już dwa razy pomylił paczki i chciał wydać nie tą, którą powinien. Na szczęście w obu przypadkach odbiorcy byli czujni i udało się uniknąć Ulrichowi późniejszych nieporozumień i skarg. 


-Och, ale zgłodniałem. A jeszcze mi zostały przynajmniej 2 godziny pracy. Zastanawiam się co Yumi dzisiaj robi. Nie mówiła nic wczoraj o planach na dzisiaj. W sumie to niewiele mówiła. Przeraża mnie to przez co musiała przejść i to pod okiem jej rodziny. Nikt jej nie pomógł. To jest po prostu nie do pomyślenia! Co za dupek z tego jej męża! Jak on tak mógł? Gdybym był na jego miejscu to traktowałbym Yumi jak skarb, a nie jak nic niewartego śmiecia. Mam nadzieję, że uda jej się jakoś uzyskać rozwód. W przeciwnym razie obawiam się, że ten cały Tetsuo może ją nękać. Najlepiej by było, gdyby gościu dostał zakaz zbliżania się, wtedy Yumi byłaby bezpieczna. Swoją drogą muszę ją przekonać, żeby w tej sytuacji została ze mną. W dwójkę zawsze raźniej, a gdyby ten pajac się pojawił w Monachium moglibyśmy razem stawić mu czoła. Chociaż z drugiej strony nie wiem czy to dobre rozwiązanie. Nie chcę jej ograniczać. Może ona wcale nie chce ze mną mieszkać? Może ma mnie już dość. Niestety, moje mieszkanie nie jest najlepsze do życia dla dwóch osób. Przede wszystkim Yumi nie ma w nim swojego kąta. Żyje na walizkach. Zatem, jeśli chciałbym ją zatrzymać u siebie, musiałbym wydzielić miejsce na jej rzeczy. To z kolei wymaga zakupu jakiejś sensownej wielkości szafy. No, ale nie ma co gdybać. Muszę po powrocie z pracy pogadać z Yumi i ustalimy plan działania. Oczywiście, jeśli zechce zostać w moim mieszkaniu.


Monachium, mieszkanie Ulricha, wtorek, 20 czerwca, godzina 11:52, Yumi Ishiyama


Yumi siedziała już ponad godzinę na kanapie, czytając książkę, którą ze sobą przywiozła. Chciała ją dokończyć, żeby móc zabrać się za jakąś kolejną pozycję. Zwłaszcza, że zauważyła sporo książek Ulricha, ułożonych pod parapetem. Niektóre były po niemiecku, ale były też pozycje po francusku - głównie to były kryminały, które już samą swoją okładką intrygowały Ishiyamę. 


-Czas najwyższy zabrać się za obiad. Ulrich będzie pewnie koło 13, ale przy przepustowości tej kuchenki elektrycznej wolę nie ryzykować, że obiadu nie będzie zanim on przyjedzie. Mam nadzieję, że Ulrich uzna to, że mu pomagam w domu za chociażby małą część zapłaty za dach nad głową. Kto wie, gdzie bym teraz była, gdyby się nie zgodził mnie przenocować? Kiedyś odwdzięczę mu się z nawiązką za tak dobre serce. Teraz nie mam za wiele pieniędzy, a z żadnej potencjalnej pracy nie dostałam jeszcze odpowiedzi. Nawet nie wiem, czy mnie przyjmą. Rano zaniosłam jeszcze dwa CV. Może ktoś w końcu zaprosi mnie na rozmowę kwalifikacyjną. Nie mogę się zniechęcać. Dużo gorzej wygląda jednak sprawa z mieszkaniem. Nie wiedziałam, że mieszkania w Monachium są takie drogie. Te co mają niski czynsz są zdecydowanie obskurne, a te co wyglądają w miarę dobrze mają zaporowe opłaty za wynajem. Nie wiem co ja teraz zrobię? Muszę się nad tym na spokojnie zastanowić.


Paryż, plac przed uniwersytetem, wtorek, 20 czerwca, godzina 13:28, William Dunbar


William stał przed jednym z budynków paryskiego uniwersytetu, wpatrując się w schody wiodące do środka. Umówił się w tym miejscu wcześniej z Aelitą, która akurat miała mieć o tej porze dwugodzinną przerwę między wykładami. Czekał na nią oparty o murek, otaczający tereny zielone wokół uniwersytetu.


-Nie mogę uwierzyć, że Aelita tak szybko mi odpisała i zgodziła się na spotkanie. Myślałem, że jak wyjechałem po skończeniu szkoły to wszyscy się na mnie obrazili i teraz będą mi prawić wywody o tym jaki byłem zły i niedobry. A tu taka niespodzianka. Aelita jednak jest aniołem w ciele człowieka. Zawsze miła i współczująca. Jak do niej napisałem to odniosłem wrażenie, że była naprawdę szczęśliwa, że będzie mogła się z kimś spotkać. I kolejna rzecz, która mnie naprawdę zszokowała to to, że napisała, że nie będzie z nią Jeremiego. Czyżby nasze szkolne gołąbki miały kryzys? Może uda mi się coś z niej wyciągnąć. W każdym razie już powinna tutaj być. Umówiliśmy się na 13:25, a jest już trzy minuty po. O, idzie.

-Cześć, Aelita! - Och, jak ona wydoroślała. Wygląda niesamowicie. I zdecydowanie jest jej lepiej w nieco dłuższych włosach niż miała w liceum.

-Cześć, William! Co u ciebie?

-A wszystko dobrze. Może pójdziemy gdzieś usiąść, żeby móc spokojnie porozmawiać?

-Oczywiście. Niedaleko jest kawiarnia. Mają tam bardzo dobre ciasta, chociaż kawa jest przeciętna. Masz może ochotę tam iść?

-No pewnie! Zwłaszcza, jak mówisz, że mają tam dobre ciasta. Od dawna nie jadłem nic słodkiego.

-A co? Na diecie jesteś?

-Można tak powiedzieć. Po prostu nie jem za dużo słodyczy. Zostawiam je na specjalne okazje.

-O, a czy dzisiaj jest taka specjalna okazja?

-Jeszcze się pytasz. Widzę się ze znajomą z liceum, z którą ratowałem świat. Co może być lepszą okazją?

-Sama nie wiem. Może randka?

-Wiesz, zawsze może to być randka. Jeśli chcesz. - Oj William. Przeholowałeś. Zaraz dostaniesz w łeb i tyle ze spotkania.

-Nie żartuj, przecież wiesz, że jestem z Jeremim. Ale gdybym była wolna to mogłaby to być randka. - Ona nie może być poważna. Czy ona ze mną flirtuje? Chyba mi coś wczoraj w tej restauracji zaszkodziło.


Monachium, mieszkanie Ulricha, wtorek, 20 czerwca, godzina 14:01, Ulrich Stern


Ulrich wysiadł z samochodu ledwo utrzymując się na nogach ze zmęczenia. Zabrał wszystkie swoje rzeczy, w tym pudełko śniadaniowe i termos, po czym ruszył w stronę swojego mieszkania, powłócząc przy tym nogami. 


-Mimo najszczerszych chęci wrócenia do domu koło 13, pobiłem dzisiaj rekord stania w korku. Jest już chwila po 14, a ja dopiero jestem przed drzwiami mieszkania. Klucze. Gdzie się podziałyście? Kurde. Musiałem je zostawić w samochodzie.

.

.

.

Puk, puk.

.

.

.

-Ulrich, czy to ty? - Och, nie mów mi, że płakałaś, Yumi.

-Tak to ja. Zapomniałem kluczy. Otworzysz?

-Pewnie. - No oczywiście, że płakała. Od razu po głosie słyszałem, a teraz wygląda jak siedem nieszczęść.

-Co się stało?

-Nic. - Czy ona chociaż raz może powiedzieć prawdę?

-Yumi, nie graj tak ze mną.

-Dobrze. Porozmawiajmy przy obiedzie. - Obiad? Chyba się nie mogę przyzwyczaić, że w domu czeka na mnie jakieś jedzenie. I to jeszcze do tego ciepłe!

-Znowu ugotowałaś obiad? - W sumie po co ja pytam… Oczywiście, że ugotowała…

-Tak. Pomyślałam, że będzie ci miło. -  Yumi, nie musiałaś.

-No, bo jest mi bardzo miło. Gotujesz bardzo smaczne dania, ale naprawdę nie musiałaś się męczyć.

-To żaden problem. Siadaj i jedz.