Rozdział 5

Monachium, baza firmy kurierskiej, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 05:30, Ulrich Stern


Ulrich tak jak zawsze, punktualnie o piątej stawił się w pracy, oczekując na załadunek paczek. Jednak jego współpracownicy tego dnia wyjątkowo się ociągali z pakowaniem, więc nie pozostało Sternowi nic innego jak siedzieć w swoim samochodzie i czekać, aż wszystko ogarną. 


-Ale mi się dzisiaj nie chce. Tak dobrze spałem. Jak nigdy. To nie fair. Yumi jeszcze może pospać, a ja już jestem na nogach. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Ciężko było mi dzisiaj się wyzbierać do pracy. Po części dlatego, że nie chciałem obudzić Yumi. Tak słodko wygląda kiedy śpi… No właśnie. Dzisiaj spała jak zabita. Pewnie dobrze jej zrobił ten wczorajszy spacer. Szkoda tylko, że nie dowiedziałem się niczego nowego w sprawie tego jej męża. Nic mi wczoraj więcej nie chciała powiedzieć poza tym co udało mi się z niej wydobyć jeszcze jak byliśmy w parku. Mam złe przeczucia co do tego gościa i nie chciałbym się z nim spotkać – niestety mam też takie głupie przeczucie, że prędzej czy później będę musiał się z nim zobaczyć. Nie wierzę, żeby nie szukał Yumi. Ktoś w końcu z japońskich przyjaciół Yumi lub z jej rodziny mu powie gdzie ona jest i gość przyleci do Niemiec. I ją zabierze… Nie chciałbym tego. Już się zdążyłem do niej przyzwyczaić. Szybko poszło, nie? Wiem, że będzie teraz szukać sobie pracy i mieszkania w Monachium, ale nawet jak się już ode mnie wyprowadzi to będę ją miał bliżej, niż jak była w Japonii. Łatwiej się spotkać na jakąś kawę i pogadać, nie wydając przy tym majątku na bilety lotnicze i hotele.

-Masz już wszystko zapakowane, Ulrich. Możesz jechać. - Och, bardzo się cieszę Alex, że znowu będę musiał rozwozić te cholerne paczki. Naprawdę muszę zmienić pracę.

-Dzięki, Alex. Do zobaczenia po południu!

-Do zobaczenia! A i Ulrich! - Co jeszcze?

-No?

-Pamiętam, że prosiłeś, żeby przez najbliższy tydzień nie dawać ci nadgodzin, więc zjedź na bazę między dwunastą a pierwszą.

-Dobra, dzięki. - Chociaż raz ktokolwiek się przejął moją prośbą w tej firmie. Jak miałem jechać na święta do rodziców do Berlina to już nie byli tacy chętni do puszczenia mnie wcześniej z pracy. Nie oszukujmy się, zamiast wyjść wtedy wcześniej to skończyłem dopiero o 15. Czy ludzie, którzy wysyłają tony paczek przed świętami nie mogą wziąć na uwagę, że kurierzy też mają rodziny? Pewnie nikt o tym nie myśli nadając swoją najważniejszą przesyłkę w całym roku. Dobra, koniec tych głupich rozważań. Jak zmienię pracę to przestanę na to wszystko narzekać. Teraz muszę się skupić na planie rozwożenia paczek, żebym nie jeździł jak wariat wte i wewte po mieście, tylko, żebym mógł jak najszybciej skończyć i wrócić do domu. Dziwnie się czuję, bo nigdy mi się jakoś do tego mieszkania nie spieszyło.


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 07:24, Yumi Ishiyama


Kiedy Yumi się obudziła, nie mogła się przyzwyczaić, że mieszkanie Ulricha jest puste. Wczoraj, gdy wstała długo wpatrywała się w Sterna, który smacznie spał na materacu, a dziś kiedy wstała już go nie było. Nawet nie obudziła się, kiedy on wychodził z mieszkania.


-Dobra, koniec spania. Muszę wstać, ubrać się, zrobić makijaż i zabrać się do szukania pracy i przede wszystkim mieszkania. Nie chcę sprawiać kłopotu Ulrichowi dłużej niż to konieczne. Jedyne co się obawiam, to bariera językowa, no bo niemiecki znam jeszcze ze szkoły średniej. Dawno go nie używałam… Cóż, mam nadzieję, że sobie poradzę! Do odważnych świat należy, jak to się mówi! Dzisiaj będzie piękny dzień!


Yumi wstała energicznie z łóżka, po czym zaczęła krzątać się po mieszkaniu, przygotowując sobie śniadanie. Kiedy już zjadła przygotowane przez siebie kanapki, zebrała pościel z łóżek, złożyła kanapę, nakrywając ją kocem, a także spuściła powietrze z dmuchanego materaca. Kolejnym etapem jej porannych przygotowań było znalezienie ubrania i uczesanie się.


-Kurczę, gdzie ja posiałam tą czarną sukienkę? Byłaby w sam raz na taką pogodę, bo nie ma długich rękawów. No masz. Muszę przekopać całą torbę. Szkoda, że nie mam szafy, żeby to wszystko wisiało, a nie było tak ciepnięte w walizce. Koniecznie muszę się pośpieszyć ze znalezieniem jakiegoś lokum dla siebie, bo nie cierpię mieć tak zmiętych ubrań. Pierwszą moją inwestycją do nowego mieszkania będzie żelazko. Czy Ulrich ma tu żelazko? Nie spytałam go o to wczoraj. Cholerka. Nawet nie mam jak do niego zadzwonić, bo nie załatwiłam sobie jeszcze niemieckiej karty SIM. Nie chcę też mu grzebać w jego rzeczach. Złóżmy, że nie ma żelazka i muszę sobie poradzić bez prasowania tej wymiętej jak psu z gardła sukienki. Ostatecznie nie wygląda na mnie aż tak źle i przy okazji zakrywa wszystko co powinna.


Paryż, akademik uniwersytecki, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 11:13, Aelita Schaeffer


Aelita przekręcała się na łóżku z boku na bok. Była zirytowana zachowaniem Jeremiego, brakiem dialogu między nimi, a przede wszystkim brakiem czułości z jego strony. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej była zirytowana i zrezygnowana. Do tego dochodziło jeszcze zmęczenie całą sytuacją i nadmiarem pracy na studiach. Ostatecznie dziewczyna usiadła na łóżku, spuszczając nogi na podłogę.


-Miałam iść na wykład. Jeremy poszedł. Dzisiaj mi się tak nie chce. Tak bardzo mi się nie chce. Wczoraj miałam zadzwonić do Ulricha i co? I oczywiście położyłam się na łóżku i zasnęłam. Jak tak dalej pójdzie to pół życia prześpię przez te studia. Zdecydowanie plan dnia jest za bardzo upakowany. Mam nadzieję, że nie będzie dzisiaj nic ważnego na zajęciach. A zresztą, co mi tam po tej wiedzy? I tak wszystko dookoła mnie się sypie przez te studia, zwłaszcza relacje z ludźmi. Najgorsze jest to, że Jeremy mnie nie rozumie. Nawet nie stara się mnie zrozumieć. Jak mu tylko powiem, że coś mi się w studiowaniu nie podoba to on od razu robi się taki nieprzyjemny i mówi mi, że przecież takie są studia. I fajnie. Tylko co mi ze studiów, jak przez taki plan zajęć mam rozregulowaną dobę i przede wszystkim przez brak czasu na porządne jedzenie, zwłaszcza obiadu, mam problemy ze zdrowiem? Za mało snu, ruchu i złe nawyki żywieniowe szybko doprowadzają do problemów ze zdrowiem – tylko kto się w dzisiejszych czasach w ogóle tym przejmuje? Wszyscy siedzą tylko w telefonach i przed komputerami – nawet jak są na zajęciach. To jest straszne. Nikt już nie chce spędzać czasu na świeżym powietrzu na jakiejś aktywności. Jeremy niestety podziela tutaj nawyki większości studentów. Czasem naprawdę mam wrażenie, że nie należę do tego świata. Może jednak rzucę studia? „I co potem zrobisz?” - już słyszę jak Jeremy to mówi z tym swoim paskudnym przekąsem. A znajdę sobie pracę! Tak! Zacznę już od dzisiaj! A jak zarobię trochę pieniędzy to zrezygnuję ze studiów i z tego koszmarnego akademika. Wynajmę jakieś małe mieszkanko pod Paryżem i tyle mnie widzieli. A co będzie z Jeremiem? Przy obecnych tendencjach wcale się nie zdziwię, że zerwiemy ze sobą. Mam wrażenie, że Jeremiemu wszystko jedno, czy jest ze mną w związku czy nie. Smutne.


Monachium, centrum miasta, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 12:27, Yumi Ishiyama


Yumi wracała właśnie pieszo do mieszkania Ulricha, po załatwieniu wszystkich spraw, które wypisała sobie na liście do zrobienia. Udało jej się pozyskać niemiecką kartę SIM, obejrzeć kilka mieszkań z ogłoszeń znalezionych w internecie, a także wydrukować w punkcie ksero CV i zanieść je w miejsca, które szczególnie przykuły jej uwagę.


-To mieszkanie tak fajnie wyglądało na zdjęciach w internecie, a okazało się strasznie klaustrofobiczne. Mniejsze było chyba nawet od mieszkania Ulricha. No, ale mielibyśmy blisko, bo praktycznie po drugiej stronie ulicy. Wiem, że nie mogę się zniechęcać, ale widziałam dzisiaj trzy mieszkania i żadne nie przypadło mi do gustu. Nie mogę być zbyt wymagająca. Nawet przy braku jakichkolwiek założeń brzegowych ani jedno z tych mieszkań nie było dla mnie. Dużym plusem dzisiejszego dnia jest fakt, że złożyłam 5 CV w różnych miejscach, w tym jedno w sklepie nieopodal mieszkania Ulricha, w którym jak mi wczoraj powiedział, często robi zakupy. Jeśli chodzi o stanowiska pracy to naprawdę nie martwi mnie pensja. Na dobry początek chciałabym po prostu mieć pracę, żeby te pieniądze, które odłożyłam na ucieczkę z Japonii się nie zdążyły skończyć przed pierwszą wypłatą. Wiem, że Ulrich by mi pomógł, ale nie chciałabym go o taką pomoc prosić. Nie umiałabym się potem nawet odwdzięczyć. To by była za duża dobroć z jego strony. W sumie to muszę chyba pośpieszyć się, żeby zdążyć przed nim do jego mieszkania. Chciałabym mu przygotować obiad w ramach odwdzięczenia się za nocleg. Nie wiem tylko co lubi jeść. Muszę się zdać na intuicję. Zrobię małe zakupy przed powrotem do mieszkania, a może pomysł na jakieś danie sam do mnie przyjdzie.


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 14:53, Ulrich Stern


Ulrich zjechał na bazę firmy kurierskiej chwilę po pierwszej z uwagi na dużą ilość przesyłek, którą miał do rozwiezienia tego dnia. Jednak kiedy wracał już do domu i myślał, że uda mu się być znacznie wcześniej niż zakładał, natknął się na korki, spowodowane awaryjnym remontem jednej z głównych ulic miasta. I chociaż dobrze znał lokalne uliczki i usilnie próbował objechać korek, nie udało mu się zbytnio przyspieszyć swojego powrotu do domu, ponieważ wszystkie boczne uliczki również były zakorkowane, mimo stosunkowo wczesnej pory. Kiedy już dojechał pod blok, zaparkował samochód i szybkim krokiem udał się do swojego mieszkania. Stojąc jeszcze przed drzwiami, poczuł przyjemny zapach jedzenia, unoszący się na klatce schodowej. Stern zaczął gorączkowo szukać kluczy do mieszkania, żeby je otworzyć, ale przypomniał sobie, że nie mieszka chwilowo sam i może spróbować zapukać, bo może akurat Yumi już wróciła.


-Hmmm, co tu tak ładnie pachnie? Aż ślinka cieknie! Pewnie sąsiedzi z dołu coś znowu dobrego gotują… No, gdzie ta Yumi? Nie mówcie mi, że jeszcze nie wróciła. Zaraz, zaraz, gdzie ja mam te klucze do mieszkania? Chyba nie zostawiłem ich w samochodzie? 

-Hej Ulrich! - No cześć, cześć. Jednak jesteś w domu. Nie mogłaś szybciej otworzyć? Pachnie tu na klatce jedzeniem, aż mi kichy skręca. To były tortury!

-Cześć Yumi! - Ale padam. Marzę o tym, żeby się rzucić na łóżko i iść spać. Może zamówimy dziś pizzę? Nie chce mi się myśleć o obiedzie.

-Przygotowałam ci obiad. Mam nadzieję, że będzie ci smakował. Siadaj. - Mi? Obiad? Czy to to tak cudownie pachniało na klatce? Hmmm… Chyba tak. Zdecydowanie tak.

-Dziękuję. - Naprawdę nie musiałaś dla mnie gotować, Yumi. Chociaż nie powiem, że to jedzenie nie jest dobre. Nawet bym się pokusił o stwierdzenie, że jest bardzo dobre. Mniam.


Ulrich i Yumi siedzieli razem przy stole, jedząc obiad. Panowała między nimi cisza i żadne z nich nie miało śmiałości jej przerwać. Wreszcie, kiedy skończyli jeść Yumi zebrała się w sobie i postanowiła przerwać tą dość niezręczną ciszę.


-I jak było w pracy? - Och, no nie mów mi, że cię to interesuje… Co w tym ciekawego? Paczki, przesyłki i korki…

-No wiesz, jak to w pracy. Dużo pracy, za mało wolnego. - Hehehe.

-Cóż, to chyba dobrze, nie? - Tak, jak dla pracoholika, to praca marzeń normalnie…

-Czy ja wiem? Męczy mnie już ta praca. Naprawdę chcę ją zmienić. - O tak, tak, chętnie ją zmienię. Najlepiej od razu!

-To zmień. - Gdyby to było takie łatwe…

-Nie tak szybko. Muszę najpierw znaleźć jakąś inną pracę, żeby mieć za co spłacać rachunki.

-Logiczne.

-No. A tobie jak minął dzień? - No właśnie, zmieńmy już ten temat…

-Kupiłam kartę SIM z niemieckiej sieci, jak chcesz numer to sobie zapisz, karteczkę ci zostawiłam na lodówce. - Super! Nareszcie będę miał do niej numer! Po tylu latach!

-O to super! Zaraz zapiszę! Będziemy mogli być w kontakcie jak jestem w pracy! - Czy to nie było zbyt nachalne z mojej strony? Może ona właśnie chce mieć święty spokój jak mnie nie ma…?

-No, będzie to spore ułatwienie dla nas! - Nawet nie wiesz jakie, Yumi! I jak będę spokojny, kiedy będę miał ciebie pod telefonem…

-No i co jeszcze robiłaś dzisiaj? 

-Wydrukowałam w punkcie ksero kilka CV i już nawet zaniosłam ich kilka do potencjalnych pracodawców, a no i byłam zobaczyć trzy mieszkania w okolicy. - Ciekawe jak sobie radzisz z niemieckim, Yumi… Ale może nie będę ciebie o to pytał? To chyba w sumie idiotyczne pytanie…

-I jak? - Powiedz, że nic nie znalazłaś. Proszę, proszę, proszę!

-Żadne mi się nie spodobało. - To dobrze. To bardzo dobrze. Jeszcze trochę ze mną pomieszkasz i bardzo mnie to cieszy!

-Szkoda. Może jutro coś znajdziesz. - Oby nie.

-Też mam taką nadzieję. Nie chcę ci sprawiać kłopotu. - Nie jesteś żadnym kłopotem, wręcz przeciwnie!

-Yumi, przecież wiesz, że dla mnie to nie kłopot, a przyjemność tobie pomagać.

-Wiem, Ulrich, ale nie chcę nadużywać twojej gościnności. - Heh, no ile razy będziemy wracać do tego tematu?

-Nie nadużywasz.

-Mam inne zdanie i dobrze o tym wiesz. - Wiem, wiem i zastanawiam się jak je zmienić…


Nicea, kuchnia w restauracji, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 15:02, Odd Della Robbia


Restauracja, w której pracował Odd była bardzo przytulnie urządzona, zwłaszcza w części dla gości. Przyjemny zapach jedzenia roznosił się po wszystkich jej pomieszczeniach. Odd rozpoczął właśnie popołudniową zmianę w pracy, ubierając na siebie fartuch i czapkę kucharza. 


-Jak ja nienawidzę zmian popołudniowych! Cały wieczór będę miał zmarnowany. Że też zgodziłem się na zamianę. Wiem, że to było miłe z mojej strony, bo kumpel potrzebował iść do lekarza, no ale jednak nie zmienia to faktu, że naprawdę nie cierpię zmian popołudniowych. Strasznie mi się dłużą. No, ale nie ma tego złego. Ostatecznie coraz bliżej jest mój pierwszy wolny weekend. Mam już zarezerwowane bilety do Monachium. Lecę bezpośrednio samolotem. Wygodna sprawa. Mam nadzieję, że Ulrich mnie odbierze z lotniska, bo sam się pewnie zgubię. Napiszę dzisiaj do niego. Nie, raczej napiszę jutro, bo dzisiaj to będę padnięty po całym dniu zapieprzania w kuchni. W każdym razie muszę do niego napisać, żeby ustalić wszystkie szczegóły odnośnie mojego przyjazdu. Och, nie. Ile już jest tych zamówień! A to dopiero początek zmiany! To jest niemożliwe – wszak dzisiaj jest poniedziałek, nie piątek! To będzie naprawdę ciężkie popołudnie…


Paryż, akademik uniwersytecki, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 20:03, Aelita Schaeffer


Aelita siedziała na łóżku w swoim pokoju, nerwowo przerzucając kartki w książce, którą pożyczyła kilka godzin wcześniej z biblioteki. Miała zamiar po zajęciach przysiąść do niej i przestudiować kilka rozdziałów, ale nie mogła się w ogóle skupić na tym co czytała. 


-No i gdzie ten Jeremy? Miał przecież być już dawno temu. O 17 skończyły się zajęcia. Gdzie on się szlaja? Jak tak to mi nie wolno wychodzić ze znajomymi, ale jemu to już wszystko wolno. Gdzie równouprawnienie? No gdzie? To jest kolejne ognisko zapalne w naszym związku. On jest chorobliwie zazdrosny. W szkole taki nie był. Teraz na studiach mu odwaliło. Nie mogę nawet po zajęciach pogadać z kolegami, bo zaraz się czepia, że to już pod zdradę podchodzi. To nie jest normalne. On nie jest normalny. Im dłużej myślę o tym wszystkim, tym bardziej utwierdzam się w tym, że powinniśmy się rozstać. Muszę o tym pogadać z Yumi, ale może jak już sobie ułoży życie w Monachium. Jestem ciekawa w ogóle, dlaczego ona tak nagle postanowiła wyjechać do Niemiec. I czemu akurat do Niemiec? I czemu konkretnie do Monachium, do Ulricha? Przecież mogła przyjechać do mnie i do Jeremiego. Jakoś byśmy się pomieścili w tym małym pokoiku. Potem i tak by znalazła sobie mieszkanie. A przynajmniej miałabym jakąś bratnią duszę przy sobie. Brakuje mi naszej starej paczki. Chciałabym, żebyśmy znowu byli w komplecie. Razem się śmiali i wygłupiali – jak za czasów liceum. Tak, to były czasy. A właśnie! Miałam zadzwonić do Ulricha! Gdzie ja mam telefon? A tutaj leży skubany! Dobra to gdzie to ja go mam w tych kontaktach? O tutaj! No odbieraj szybko, proszę.

-Halo? - No nareszcie!

-Cześć Ulrich! Co słychać?

-Wszystko w porządku. Dzięki. - Żeś się rozgadał, nie ma co.

-A co ze zmianą pracy? Zmieniłeś już, czy nie? - Czemu to zawsze ja muszę się o wszystko dopytywać?

-Nie, jeszcze nie. Nie znalazłem żadnej oferty, która by mi zapewniła podobne zarobki jakie mam teraz. - To może zmniejsz wymagania…?

-Szkoda. Mam nadzieję, że szybko coś znajdziesz. Wiem jak się męczysz przy noszeniu tych paczek. - Nie chciałabym tak pracować.

-E, to nic. Mogło być gorzej. - Czy ja wiem?

-Nie mów tak! Mogło być lepiej! Myśl pozytywnie!

-Tak, tak. Myślę pozytywnie. - Jasne, a ja umiem latać… Heh...

-No i o to chodzi! A jak tam Yumi?

-A dobrze. - A więcej szczegółów można prosić? Czy też muszę cię za język ciągnąć?

-Znalazła już mieszkanie?

-Nie, ale dzisiaj oglądała trzy mieszkania. - No błagam. Więcej konkretów!

-I?

-Żadne jej się nie spodobało. - Musiała wybrzydzać. Jakbym miała wybierać i zależałoby mi na czasie to bym brała pierwsze lepsze.

-A pracę jakąś znalazła?

-Też nie. Dopiero czeka na odpowiedź. Zaniosła kilka CV. - Coś czuję, że szybciej Yumi wróci do Japonii niż myśli, jak tak dalej będzie się śpieszyć ze znalezieniem pracy i mieszkania.

-Na pewno ją gdzieś przyjmą.

-Też tak myślę. - Oby. Niemcy są bliżej niż Japonia. Mogłybyśmy się w końcu spotkać.

-A dałbyś Yumi do telefonu?

-Niestety, nie mam jej pod ręką, bo poszła się kąpać. - Akurat teraz? Tak wcześnie? Jest dopiero po dwudziestej! No wiesz co, Yumi? To jakaś zmowa przeciwko mnie?

-Rozumiem. To pozdrów ją ode mnie i przekaż, że czekam na telefon i ploteczki.

-Nie ma sprawy.

-Dzięki. To do usłyszenia!

-No, pa! - Ciężko szła ta rozmowa, no ale się udała. Mniej lub bardziej. Miałam wrażenie, że Ulrich nie jest w humorze. Ciekawe czemu… Może ma już dość Yumi? Nie. Pewnie miał zły dzień w pracy i tyle. No, ja skończyłam gadać, a Jeremiego jak nie było tak nie ma. Co za facet.


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 20:37, Ulrich Stern


Po skończonej rozmowie telefonicznej Ulrich usiadł spokojnie na kanapie, oglądając program w telewizji i popijając piwo. Był jednak zaniepokojony, że Yumi poszła wcześniej się myć, niż ostatnio, a do tego wyglądała bardzo blado i niewyraźnie.  


-No ileż można się kąpać? Jak za pięć minut Yumi nie wyjdzie to zacznę się do niej dobijać. To już ponad 50 minut. Nie. Nie można tyle czasu brać prysznica. Może coś się stało? Lepiej od razu zastukam. Jak coś to powiem, że potrzebuję pilnie do toalety czy coś.

-Yumi, za długo wychodzisz? - Cisza. Nie dobrze.

-Yumi! Słyszysz mnie? Ej! Yumi! - Obraziła się czy co? Może zasłabła? Oby nie.

-Jeśli nic nie powiesz teraz, to wchodzę. - Dobrze, że nie mam zamka w drzwiach do łazienki.


Kiedy Ulrich otworzył drzwi, zobaczył Yumi leżącą na podłodze, z nogami pod prysznicem, z którego wciąż lała się woda. Kobieta leżała naga na plecach z głową zwróconą w stronę drzwi. Całe jej ciało było mokre. Stern od razu do niej podbiegł i sprawdził czy oddycha.


-O Boże, Yumi. Wszystko w porządku? Yumi? - Co jej się stało? Wygląda okropnie, ale oddycha. To najważniejsze. Muszę ją okryć ręcznikiem. Jest cała naga. Potem jeszcze powie, że miałem jakieś ukryte intencje czy coś takiego… Lepiej być ostrożnym. Owinę ją ręcznikiem i zaniosę na łóżko. Tak będzie najlepiej. A co to jest? Siniaki? Czy ona miała jakiś wypadek? Nie wygląda to najlepiej. Zapytam się jej jak się ocknie. Musiała zasłabnąć – jest biała jak ściana. Nie wiedziałem, że ona jest taka lekka. Zdarzało mi się nosić niejednokrotnie cięższe przesyłki. Ile ona waży? 40 kilo? Raczej nie więcej. Koniecznie muszę z nią porozmawiać. Ta sytuacja przestaje mi się podobać i chyba wszystko zaczyna się układać w logiczną całość.


Paryż, Wieża Eiffela, poniedziałek, 19 czerwca, godzina 21:05, William Dunbar


William stał na tarasie widokowym wieży Eiffela, wpatrując się egzystencjalnie w panoramę Paryża. Był ubrany w białą koszulę z czerwonym krawatem, czarne spodnie i eleganckie buty w tym samym kolorze. Trzymał ręce schowane w kieszeniach spodni, przestępując co jakiś czas z nogi na nogę. 


-To wszystko jest głupie. Dlaczego nie mogłem znaleźć sobie normalnej pracy, jak każdy inny człowiek, tylko zachciało mi się pracować akurat dla nich. Przez to nie mam znajomych i nie mam rodziny. Może zmienię kiedyś pracę? Fajnie by było ułożyć sobie normalne życie – mieć zwykłą pracę, żonę i dzieci, no i koniecznie ładny domek na przedmieściach Paryża. Byłoby idealnie. No, ale to są bardzo dalekie plany. Najpierw muszę skończyć to co zacząłem. To będzie moje ostatnie zlecenie. Obiecuję to sobie i mojej przyszłej żonie. Naprawdę mam już dość jeżdżenia po świecie wte i wewte za ludźmi. Dobrze, że teraz moje zlecenie w całości realizuję na terenie Paryża. Od dawna nie miałem stałego miejsca zamieszkania – to duży postęp w kierunku normalności.