Rozdział 4

Paryż, akademik uniwersytecki, niedziela, 18 czerwca, godzina 08:41, Jeremy Belpois


Aelita i Jeremy mieszkali razem w akademiku uniwersyteckim w Paryżu. Pokój, który mieli przypisany nie był zbyt duży, ale ani Aelita, ani Jeremy nie mieli zbyt wiele swoich rzeczy, więc przestrzeń jaką zaoferowała im uczelnia była dla nich wystarczająca. Ich pokój był utrzymany w bielach i beżach. W pomieszczeniu stały dwa pojedyncze łóżka, które para połączyła w jedno wspólne. W rogu pokoju stały dwa regały na książki, a pod oknem dwa biurka z krzesłami dosuniętymi do nich. Na blatach biurek panował ład i porządek - znajdowały się na nich tylko dwa laptopy, kilka zeszytów i kubeczki z długopisami. Pomieszczenie idealnie spełniało swoją rolę, a do tego czynsz za nie był bardzo niski. Jedyną niedogodnością tego mieszkania było współdzielenie łazienki i kuchni między kilkoma pokojami.


-Wstawaj, Jeremy, już ranek. - Jaki ranek?

-Co? Nie, mamusiu jeszcze nie chcę wstać. - Jeszcze potrzebuję snu. Dużo snu.

-Jeremy! Wstawaj! To ja Aelita! Wiem, że wczoraj siedziałeś nad projektem z programowania, ale nikt ci nie kazał robić tego do czwartej rano! - Czemu nie da się wyłączyć tego budzika? Ja chcę jeszcze spać. Proszę. Chociaż minutkę, no może dwie… Zzzz…

-Jeremy! Do jasnej ciasnej! Wstawaj! - Ale po co mam wstawać? Jeszcze się nie wyspałem. Jeszcze potrzebuję snu. Proszę. Ładnie proszę… Zzzz….

-Jeremy! Mamy dzisiaj spotkać się z twoimi rodzicami! Musisz wstać! Już! - Ciiii, ja jeszcze śpię. Wcale nie muszę się dzisiaj z nikim widzieć. Ciiii… Zzzz…

-Śniadanie masz na stole! Jeremy! - No i? Boże, Aelita daj mi spać. Potrzebuję snu.

-Jeremy! Jak nie wstaniesz, to cię obleję zimną wodą. - E tam, tylko się odgrażasz. Nie zrobisz tego… Zzzz…

-Wstawaj! - Aaaaa! Zimno! Mokro! Co?! Co?! Wstałem, wstałem! Ale nie przyjemnie!

-Zwariowałaś?!

-Nie! To ty nie chciałeś wstać. Masz za swoje.

-No wiesz, co? Ja bym cię nigdy tak nie obudził. To nie miłe.

-Jak byś mnie budził, w co wątpię, bo to ja wstaję pierwsza, to bym wstawała od razu. Jeremy, prosiłam cię od dłuższej chwili, żebyś wstał. Dobrze wiesz, że dzisiaj spotykamy się z twoimi rodzicami. - Och, nie przypominaj mi. Nie chce mi się strasznie. Wolałbym jeszcze się przespać.

-I to twoim zdaniem usprawiedliwia taką okrutną pobudkę?

-Tak.

-Jesteś kobietą bez serca.

-A ja nie wypominam ci czego tobie brakuje. Poza tym wcale tak nie jest.

-Nie? A co to było przed chwilą? No i czego mi niby brakuje?

-Dobrze wiesz czego.

-Nie. Oświeć mnie.

-Jeremy, skończmy tą poranną awanturę, bo ona do niczego nie doprowadzi. Masz śniadanie, zjedz je i się ubierz.

-Masz rację. Trochę się nakręciłem. Przepraszam. - Chociaż tej pobudki to ci nie daruję. Też ci kiedyś wleję lodowatej wody za kołnierz. Nie dam sobie w kaszę dmuchać.


Paryż, centrum miasta, niedziela, 18 czerwca, godzina 10:32, Aelita Schaeffer


Po drobnej awanturze związanej z pobudką Jeremiego, obydwoje usiedli przy biurkach i zjedli kanapki naszykowane przez Aelitę, popijając je sokiem pomarańczowym. Kiedy skończyli śniadanie, zaczęli się szykować do wyjścia. Aelita wyprasowała koszulę dla Jeremiego i letnią, zwiewną różową sukienkę dla siebie. Później kobieta wzięła szybki prysznic i choć nalegała by Jeremy też się odświeżył, ten jednak do samego wyjścia pozostał niewzruszony, siedząc przed swoim laptopem.


-Może byłam zbyt brutalna rano dla Jeremiego. Może powinnam była spuścić z tonu i dać mu pospać? Chociaż z drugiej strony nie wyrobilibyśmy się na czas, żeby zdążyć na 11 na spotkanie z jego rodzicami. Jeremy od rana się do mnie nie odzywa. Mam nadzieję, że mu przejdzie do czasu spotkania jego rodziców. Beznadziejnie by było gdyby zobaczyli, że się kłócimy. Ostatnio coraz częściej. Mam wrażenie, że to przez ten stres na studiach. Nie pomaga to w budowaniu związku. Myśleliśmy z Jeremiem o ślubie zaraz po studiach i znalezieniu swojego mieszkania, ale przy tym co dzieje się między nami ostatnio, mam wrażenie, że ta wizja coraz bardziej się oddala. Nie wiem co robić. 

 

Monachium, mieszkanie Ulricha, niedziela, 18 czerwca, godzina 12:57, Ulrich Stern


W mieszkaniu panowała cisza, a jedynymi dźwiękami, które ją zakłócały były rytmiczne oddechy pochrapującego Ulricha. Stern spał smacznie na dmuchanym materacu. Pomimo trudności z zaśnięciem w nocy, po nocnej rozmowie z Yumi niemal od razu zasnął. Nie obudziła go nawet krzątająca się przy aneksie kuchennym Yumi, która koło dziesiątej rano robiła dla siebie i dla niego śniadanie.  


-O jak dobrze się wyspać. Całkiem wygodny ten materac. Moja kanapa i tak jest wygodniejsza, ale nie ma tego złego jak to się mówi. Wypadałoby wstać. Ciekawe czy Yumi już wstała. Zaraz. Gdzie ona w ogóle jest? No nie mówcie, że uciekła. Na bank, już mnie miała dość. A nie. Jest. Siedzi na krześle w rogu, zwinięta w kulkę, tak jakby jej nie było i czyta książkę.

-Cześć Yumi! - Dobre powitanie na początek dnia.

-Cześć, mam nadzieję, że cię nie obudziłam... - Zwariowałaś? Siedząc tak cichutko, że ledwo było słychać, że w ogóle oddychasz?

-Nie. Absolutnie, nie.

-To się cieszę, bo martwiłam się, że jak już wstanę to cię obudzę.

-A dawno wstałaś?

-Niecałe trzy godziny temu... - Jacie, gdyby ona była Oddem w liceum to byśmy się świetnie dogadywali. Na pewno nie mielibyśmy żadnych kłótni odnośnie hałasów. To by było świetne, ale niestety nic mi już nie wróci tamtych źle przespanych nocy, kiedy to Odd chrapał jak nie wiem co.

-Ulrich?

-Co?

-Mam nadzieję, że się nie obrazisz, ale poczęstowałam się twoimi zapasami z lodówki. - Za kogo ty mnie masz? Za Odda, który broni swojego jedzenia jak niepodległości? Daj spokój.

-Nie ma problemu. - Och, mogłeś się na więcej wysilić. Jak ta kobieta to robi, że nie mogę się zgrabnie przy niej wysłowić? No jak?

-A i Ulrich…

-No?

-Zrobiłam ci kanapki. Nie myślałam, że będziesz tak długo spał. Schowałam je do lodówki. - Jak miło. Pomyślała o mnie. Ona jest naprawdę aniołem. A już się nastawiałem na kolejną kiełbasę z kromką chleba. No to popatrzmy co dla mnie przygotowała. O ja. Ale kolorowe. I jakie dobre. Hmmm. Mógłbym jeść takie codziennie. Ja nie robię aż tak dobrych.

-Dzięki, Yumi, są pyszne.

-Nie ma za co. To co, jak zjesz to idziemy na spacer? Jest ładna pogoda.

-Tak. Jak zjem to się ubiorę i możemy iść.

-Świetnie, to ja też się pójdę ogarnąć. - A co ty masz jeszcze do zrobienia? Przecież ubrana jesteś. Wyglądasz dobrze. Uczesana też jesteś. Nie rozumiem co tu jeszcze ogarniać.


Monachium, park miejski, niedziela, 18 czerwca, godzina 14:21, Yumi Ishiyama


Zgodnie z obietnicą, po zjedzonym śniadaniu, ubraniu się i pościeleniu łóżek, Yumi i Ulrich udali się na spacer do pobliskiego parku. Słońce delikatnie muskało ich po twarzach, a przy tym wiał przyjemny, ciepły wietrzyk. Yumi miała na sobie ubraną czarną, zwiewną sukienkę i baletki w tym samym kolorze, natomiast Ulrich ubrał brązową koszulkę, oliwkowe spodenki za kolano i czarne trampki do kompletu. Przyjaciele szli obok siebie zgodnym tempem, nic do siebie nie mówiąc. Żadne z nich nie miało śmiałości przerwać tej ciszy, która zapanowała między nimi.


-Jak ja dawno nie byłam na spacerze. Dzisiaj jest taka przyjemna pogoda. Nie za ciepło, nie za zimno. Odpowiednio. Idziemy już tak od dłuższej chwili przed siebie, ale nie rozmawiamy praktycznie w ogóle. Ulrich zdaje się być zamyślony i pogrążony w swoim świecie. Nie wiem czy powinnam go zagadywać, czy raczej dać mu czas. W sumie jak będzie chciał rozmawiać to sam zacznie. No nie? Nie chcę też się narzucać. Z drugiej strony tak dziwnie jest iść z kimś obok i nie zamienić ani jednego słowa. Może jednak lepiej się odezwać? A co jak go wyrwę z jakichś ważnych rozważań? O, chyba chce coś powiedzieć, bo przystanął.

-Yumi, a tak swoją drogą to co porabiałaś przez te parę lat w Japonii? - Ze wszystkich pytań jakie mógł zadać, dlaczego zadał akurat to? I co ja mam mu odpowiedzieć? Muszę z tego jakoś wybrnąć, żeby nie chciał zgłębiać tematu. Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę o tym wszystkim.

-No wiesz, praca, obowiązki. Generalnie nudne, dorosłe życie. - Proszę, nie ciągnij tego tematu. Skończmy go tutaj. Proszę.

-A jaka praca? Czym się zajmowałaś? - A czy to ważne? Tak bardzo liczyłam na to, że ten temat się nie pojawi, że nie przygotowałam nic gotowego, żeby Cię spławić, Ulrich. Nie chcę z tobą o tym rozmawiać. Jeśli teraz odpowiem, to pewnie zadasz kolejne pytania. Dlaczego musiałeś pytać? Nie możemy spędzić po prostu kilku dni razem bez trudnych rozmów?

-Yumi, dobrze się czujesz? Czy coś jest nie tak? - O nie. Musiałam odpłynąć za bardzo w swoje myśli.

-Wszystko jest w porządku. Przepraszam, zamyśliłam się.

-Rozumiem. To gdzie pracowałaś? - No i nie da za wygraną…

-Wiesz, nie miałam jednej pracy. Pracowałam chwilę jako kelnerka. Potem znalazłam zatrudnienie jako ekspedientka w sklepie. No i tak jakoś zleciało. - Proszę. Skończmy tutaj.

-A ostatnio gdzie pracowałaś? I jakiej pracy szukasz w Niemczech?

-Ostatnio nie pracowałam. A czego szukam? Obojętne. Nie mam wygórowanych wymagań. - No już dość. Nie chcę grzebać w przeszłości. To już zostawiłam za sobą, na lotnisku w Tokio.

-A mieszkałaś z rodzicami?

-Tak, przez większość czasu. Starałam się też dorobić, żeby mieć swoje pieniądze.

-To skąd pomysł wyjazdu? - Kogo ja oszukuję? Z pewnością dojdziemy do tego tematu i w końcu będę musiała mu wszystko powiedzieć. Ale im później tym lepiej.

-Wiesz, czasem przychodzi taki moment w życiu, że chcesz coś zmienić. No i właśnie w moim nadszedł. - Dobre wyminięcie. Może tutaj uda się to wszystko uciąć i jednak nie będę musiała niczego mówić, czego Ulrich nie powinien słyszeć.

-Wiem coś o tym. Ja też planuję zmiany w moim życiu. - O, czyżby się żenił? Jednak ma partnerkę. Wiedziałam.

-Jakie?

-W sumie to chciałbym zmienić pracę. Bycie kurierem męczy mnie trochę za bardzo. - A co ze ślubem? Muszę go chyba wprost zapytać o dziewczynę, bo mnie ciekawość zje.

-No nie wygląda na łatwą.

-I uwierz, że taka nie jest. Mam już dość, zwłaszcza nadgodzin.

-Musi być ci ciężko. Pewnie masz mało czasu na życie towarzyskie. - No, może podstęp się uda i bez bezpośredniego pytania dowiem się co nieco o jego życiu.

-No przy takiej pracy w ogóle nie mam czasu się z nikim spotykać. Po części też nie mam ochoty. Jedynym moim towarzyszem jest telewizor,  czasem też piwo, a z żywych ludzi to od czasu do czasu piszę z Oddem i dzwonię do Aelity. Nic więcej. - To nie masz dziewczyny? Jak to? Powinieneś mieć.

-To nie chodzisz na randki?

-Nie. Jakbyś nie zauważyła to nie jestem jakoś specjalnie atrakcyjny. Żadna mnie nie chce, jak to się Odd śmieje. - Nie opowiadaj głupstw. Jesteś bardzo atrakcyjny. Chyba nawet za bardzo jak dla mnie. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobasz.

-Nie mów tak, po prostu nie wpadłeś jeszcze na tą jedyną.

-Może masz rację. A jak z tobą? Miałaś kogoś w Japonii? - Wiedziałam. Za bardzo dałam się ponieść rozmowie i jednak będę musiała teraz opowiadać o tym wszystkim. Heh.

-Tak miałam, ale już nie mam. Rozstaliśmy się, można tak powiedzieć. Trochę to skomplikowane.

-Przykro mi.

-Nie powinno być.

-Czemu?

-Wiesz, że moi rodzice są bardzo tradycyjni. Ojciec znalazł mi męża. Nie mogłam odmówić i musiałam wyjść za Tetsuo. - Cóż, myślałam, że ciężej będzie to powiedzieć. Co prawda najgorsze przede mną, ale może mi będzie lżej jak się wygadam?


Monachium, park miejski, niedziela, 18 czerwca, godzina 14:43, Ulrich Stern


W tym momencie Ulrich przystanął w miejscu. Rozejrzał się szybko i gdy namierzył wzrokiem najbliższą ławkę, skierował swoje kroki w jej stronę, po czym usiadł, machając do Yumi, żeby do niego dołączyła. Ishiyama chętnie przyłączyła się do przyjaciela. Siedzieli tak na ławce chwilę, patrząc się na przechodzących alejką ludzi.


-Boże, ona wyszła za mąż? Już? Przecież ma 25 lat! Jeszcze całe życie przed nią. No, ale zaraz, to co tu robi? Nie powinna być z mężem? Czemu się rozstali? Co tu jest grane?

-Wiesz, chyba się zgubiłem. Masz męża, znaczy miałaś. Nie, masz. Bo nie wzięłaś rozwodu z tego co rozumiem? Do tego ot tak przyjechałaś do Niemiec? W ogóle czemu nikomu z naszej paczki nic nie powiedziałaś?

-Ulrich to skomplikowane i nie chcę o tym rozmawiać. - I tak po prostu chcesz mnie zbyć? Nie dam się tak łatwo. Teraz to ja muszę wiedzieć o co chodzi.

-Uważam, że należą mi się wyjaśnienia. Jeśli masz męża to bardzo źle wygląda, że mieszkasz u mnie.

-Ulrich, to nie tak. Ja już z nim nie jestem, co prawda nie mamy rozwodu, ale… - O nie nie, nie będę komuś rogów doprawiał…

-Wiesz, że równie dobrze twój mąż mógłby mnie pobić za to że śpimy w jednym pokoju? Co ty, rogi mu chcesz doprawić, czy co? - Ups, chyba mnie trochę jednak poniosło. Muszę się uspokoić, bo nie możemy krzyczeć na środku parku. Tu są dzieci. Nie wypada.

-Przestań krzyczeć! Nic nie wiesz! - Na to wygląda. Jednak jestem głupi i naiwny…

-No to mnie oświeć! - Naprawdę muszę się uspokoić. Nie myślałem, że ta rozmowa tak się potoczy.

-Uciekłam. Wystarczy? - Co? No, ale przed czym?

-Nie. Powiedz więcej. Proszę…

-Uciekłam przed Tetsuo. Nie chciałam być jego żoną. Nigdy. Po ponad roku związku z nim zdecydowałam się uciec.

-Co jak cię będzie szukał?

-Niech szuka. Nie znajdzie mnie. Przynajmniej taką mam nadzieję. - Mam wrażenie, że naprawdę jest coś na rzeczy. Wydaje się jakby Yumi się go bała. Cały czas patrzy w chodnik jak o nim mówi. Mam przeczucie, że to nie jest tylko sprawa przymusowego małżeństwa. Mimo wszystko była z nim rok. To o czymś świadczy.

-Dlaczego od niego uciekłaś? Nie wystarczyło wziąć rozwodu?

-Ulrich, gdybyś go znał też byś uciekł. Tetsuo nie chciał słyszeć o rozwodzie. I mu się w sumie nie dziwię. Nasze małżeństwo było przypieczętowaniem współpracy naszych rodziców. - Niby średniowiecze już za nami, a jednak gdzieś na świecie ciągle są osoby, które zmusza się do małżeństwa. Nie chciałbym nigdy być zmuszanym do związku z kimś, kogo nie kocham. Jak tak można?

-Rozumiem. Czy on ci coś zrobił?

-Nie chcę o tym rozmawiać. Mieliśmy bardzo trudną relację. - Aha, czyli jest coś na rzeczy. Wiedziałem. Muszę tylko jakoś podpuścić Yumi, żeby powiedziała mi prawdę. Teraz chyba powinienem zostawić temat w spokoju. Wrócimy do tej rozmowy po powrocie do domu. Może będą tam lepsze warunki, niż tutaj w parku, gdzie ktoś postronny mógłby usłyszeć o sprawach bardzo prywatnych.


Paryż, akademik uniwersytecki, niedziela, 18 czerwca, godzina 17:21, Aelita Schaeffer


W pokoju Aelity i Jeremiego panował półmrok, a jedyne światło jakie wpadało do pomieszczenia było promieniami słonecznymi przedzierającymi się przez zasłonięte beżowe zasłony. Aelita siedziała przy biurku, wpatrując się w ekran swojego laptopa.


-Klik, klik. Znowu komputer przede mną. Mam już dość tych projektów na studia. Chociaż lepsze to niż spotkanie z rodzicami Jeremiego. Dobrze, że to spotkanie już za nami. Czułam się bardzo niekomfortowo. No i nie ukrywam, że było strasznie drętwo i nudno. Dodatkowo cały czas słyszałam pytania o ślub ze strony jego matki. Kiedy, gdzie, jaki. No ileż można? Potem jak już przeżyłam tą serię pytań to przyszedł czas na dzieci. Ile chcemy mieć, kiedy chcemy mieć. Jak ja miałam na to odpowiedzieć? Przecież ja nawet nie wiem czy chcę mieć dzieci. A ostatnio nawet nie wiem, czy związek z Jeremim przeżyje tą serię kryzysów. Życie jest strasznie skomplikowane. Czasem mam ochotę po prostu zostawić te studia i wyjechać daleko, nie patrząc za siebie. Brakuje mi odpoczynku. Odskoczni. Każdy dzień jest taki sam. Rutyna. Nic poza tym. To takie smutne. Inne pary wyjeżdżają na wakacje, chodzą na randki. My z Jeremim nie. Wiem, że teraz dużo osób powie, że przecież widziałam co brałam i mogłam się zastanowić jak zaczęliśmy związek te siedem lat temu. Ale ja naprawdę wierzyłam, że on się zmieni! Że będzie się bardziej mną interesował niż komputerem. Niestety rzeczywistość okazała się brutalna. Ja wszystko rozumiem. Też lubię komputery, ale jest jeszcze realny świat, który też bym chciała odkrywać. No, ale nie ma co się nad sobą użalać. To i tak niczego nie zmieni. Muszę się zastanowić jak mogę zmienić tą sytuację. I koniecznie muszę z kimś porozmawiać. Z kimś innym niż z Jeremim. Zadzwonię wieczorem do Ulricha. Pogadamy i się trochę oderwę od tego wszystkiego. Koniecznie muszę zapytać, jak się dogadują z Yumi pod jednym dachem!