Rozdział 2

Nicea, mieszkanie Odda, środa, 14 czerwca, godzina 19:07, Odd Della Robbia


Mieszkanie Odda miało dwa średnie pokoje, dużą kuchnię, małą łazienkę i przedpokój. Było utrzymane w tonach szarości i bieli. Jednak mimo dość starannego wykończenia tego mieszkania i jego modernistycznego charakteru, panował w nim spory bałagan, spowodowany głównie przez nadmiar rzeczy, jakie znajdowały się w pokojach. Do mieszkania przez lekko przysłonięte okna wpadały promienie chylącego się ku zachodowi słońca. Odd siedział na kanapie w swoim mieszkaniu, odpoczywając po całym dniu ciężkiej pracy. Od ponad roku pracował jako kucharz w jednej z lepszych restauracji w mieście serwującej kuchnię europejską, a także w międzyczasie kontynuował naukę w szkole kucharskiej. 


-O tak! Nareszcie wolność! Ale z tego mojego szefa jest osioł. Po co zamawiał tyle tego kurczaka na dzisiaj? Przecież od razu było wiadomo, że się nie wyrobimy z jego obróbką. Chyba biedak zapomniał, że restauracja w pierwszej kolejności jest dla zaspokajania potrzeb klientów i to z tym trzeba być na bieżąco, a nie z marynowaniem mięsa na kolejny dzień. Tym to się można zająć już po obsłużeniu klientów. Notabene przy tylu gościach, których obsługujemy moglibyśmy mieć podział na zmiany. Czasem tego jest za dużo. Zwłaszcza w weekendy. A jak już przy weekendach jesteśmy, to będę miał za niecałe dwa tygodnie mój pierwszy wolny weekend odkąd zacząłem w ogóle myśleć o byciu kucharzem. Koniecznie muszę to wykorzystać! Może bym gdzieś pojechał? O tak… Ale gdzie? Mógłbym odwiedzić Aelitę i Jeremiego w Paryżu, nie jest aż tak daleko… Chociaż ostatnio jak próbowałem pisać z Einsteinem (trudno to nazwać rozmową) to oczywiście dowiedziałem się, że niepotrzebnie zawracam mu głowę. Dzięki wielkie panie Einstein. Jak można w ogóle tak napisać kumplowi? Przecież ja tylko zapytałem co u nich słychać – a tu takie oburzenie. Cóż, ich strata. Paradoksalnie bliżej mam do Ulricha do Monachium. I chyba nawet wolałbym się do niego wybrać. Bo państwo Einstein pewnie nie mają czasu udzielać się towarzysko. Przyjechałbym do nich i tylko siedział i patrzył jak razem gruchają nad matematyką, czy innymi ścisłymi okropnościami. No co kto lubi… Ja tam wolę jednak żyć, a nie egzystować, siedząc w jakimś totalnym haju. No! To postanowione! Jadę do Ulricha! Odwiedzę mojego druha w niedoli samotności. Znaczy no ja tam mam rzesze fanek, zwłaszcza jak gotuję to wciąż od kelnerów słyszę same pochwały, które przekazują od gości… Całkiem ładnych gości… Ostatnio to była taka piękna blondynka z zielonymi oczami. Jak jej było? Amanda czy Marcy? A może Ella? A kij z tymi imionami! Nigdy się chyba w nich nie połapię! W każdym razie, za biednym Ulrichem żadna się nie ogląda, tak przynajmniej mi mówi. Trudno się dziwić, w szkole to ja zawsze byłem tym przystojniejszym. A nie szczędząc sobie komplementów, do dziś jestem chodzącym ideałem faceta. To dlatego nie mam stałej partnerki. Żal by mi było tych złamanych serc, spoglądających tęskno w moją stronę! Nie mogę być aż tak nieczuły! A wracając do Ulricha, to siedzi biedak sam w tych Niemczech, nikt go tam nie odwiedza, nie ma partnerki, siedzi tylko w czterech ścianach z browarem w ręku – przyda mu się towarzystwo – zwłaszcza moje! Wystarczy tylko do niego napisać. O, nie ma go online. To nic. Odpisze jak będzie dostępny. No to piszemy: Siema stary! Co dobrego u ciebie? Mam dobrą wiadomość, odezwij się”. I wyślij. No, to teraz zostaje tylko czekać na odpowiedź.


Nicea, mieszkanie Odda, środa, 14 czerwca, godzina 21:13, Odd Della Robbia


Odd po napisaniu do Ulricha zajął się oglądaniem śmiesznych filmików w internecie, podjadając w międzyczasie serowe chrupki. To zajęcie bardzo go pochłonęło, gdyż czuł olbrzymią potrzebę rozładowania frustracji, którą przyniósł z pracy. Kiedy jednak spojrzał na zegarek po upływie ponad dwóch godzin, zdenerwował się bardzo na brak odpowiedzi od swojego przyjaciela.


-Ulrich! Ty debilu! Jak długo można czekać na wiadomość od Ciebie?! Teraz to ja już się w ogóle nie dziwię dlaczego nie masz żadnej dziewczyny – nikt by nie chciał czekać aż dwie godziny na wiadomość zwrotną. Eh. Jakbym tak Miyi nie odpisywał to by mnie ostro przeczołgała. Jak byłem z nią jeszcze w związku to życia nie miałem normalnie. Nawet usiąść nie było można na chwilę spokojnie. Zaraz tylko „co się lenisz?!”, „czemu nie odpisałeś?”, „czemu nie zadzwoniłeś?” i najgorsze z możliwych: „to ja dla ciebie włosy kręciłam, żeby dobrze wyglądać, a siedzimy dzisiaj u ciebie?”. Kobiety. Nic dodać nic ująć. Tik, tak, tik, tak. A Ulrich dalej nie odpisuje. Jeszcze chwila i pojadę do niego bez zapowiedzi. Na pewno się ucieszy. A nie. Pan Idealny ostatnio musi, no po prostu musi, mieć wszystko i wszystkich w swoim kalendarzu. Doszło już do takiej paranoi, że nasze rozmowy na czacie wpisywał w kalendarz. Kurde, ale to musi głupio wyglądać. Taka tam notatka typu „Odd – czat – wtorek – 18:00”. Jedyny plus tego jest taki, że przynajmniej na razie ani razu nie zapomniał i się nie spóźnił. Łatwo go teraz przewidzieć – będzie dobrym pantoflem. O! No wreszcie! Kogo my tu mamy? Ulrich Stern zmartwychwstał.

No i co tam powiesz na moją dobrą wiadomość, co, bracie?

„Czego?” - No, ale jesteś miły! 

Gówna psiego. Słuchaj sprawa jest.” - Pisze…Wolniej się nie da?

„Żebym słuchał musisz zadzwonić :P ” - Cwaniak. Nikt nie zagnie Odda Wspaniałego.

„Nie ważne. Przyjeżdżam do cb za 2 tyg.” - Mam nadzieję, że się ucieszy, bo jak nie...

„Co?!”

„No co? Czytać nie umiesz?” - Ha! Teraz ja zagiąłem ciebie, koleś.

„Umiem, ale może warto się czasem zapytać kogoś o zdanie?!” - A komu to potrzebne?

„No weź, stary! Nie cieszysz się, że spotkasz starego kumpla?” - No dalej! Dalej! Wiem, że się cieszysz! Wyrzuć to z siebie! Każdy chce spotkać Odda Wspaniałego – tym bardziej ty!

„Nie. Spadaj.” - Albo Ulrich jest kobietą i ma zespół napięcia przedmiesiączkowego, albo miał dzisiaj bardzo zły dzień.

„Chłopie, mam pierwszy w życiu dorosłym weekend wolny i chcę go spędzić z kumplem z liceum. Nie daj się prosić :D”

„Słuchaj, Odd. Nie obraź się, ale nie mam nawet gdzie cię przenocować.”

„Nic się nie martw, bracie. Zadowolę się śpiworem” - Ale za łóżko to bym się jednak nie obraził...

„Ale ci moi goście ostatnio są mało wymagający… byle tylko ich przenocować”

„Łoo, jacy goście? Gadaj prędko!”

„Yumi przyjeżdża do mnie w sobotę.” - WTF?

„Ta Yumi?”

„Ta, a jaka inna?” - O panie, świat się kończy!

„To ona w ogóle żyje jeszcze?”

„Ale z ciebie dzieciak, Odd.” - Nie dzieciak, nie dzieciak! Po prostu jestem młody duchem, za to ty ostatnio jesteś starym kapciem. Ulrich skapciał! Ulrich skapciał!

„Ok, mów.”

„Co mam mówić?”

„Po co przyjeżdża, co u niej i takie tam…”

„Przeprowadza się...”

„Do ciebie? Uuuu szybki jesteś xP” - Szkoda, że nie byłeś taki w liceum.

„Wydoroślej Odd. Nie do mnie. U mnie się zatrzyma na czas szukania mieszkania.” - Aaaaa, ma to sens…

„Stary zrób mi przysługę i nie spieprz tego!”

„Co?” - Pstro. A ze mnie to się w szkole śmiał, że jestem ciężko kapujący…

„No weź sprawy w swoje ręce. No wiesz…”

„Daj spokój, ona może być nawet zamężna!” - Phi, bzdury gadasz! Ona z jakimś obcym facetem. Nie ma takiej opcji. A może?

„Zamężna czy nie – daj z siebie wszystko!” - No! Do dzieła panie!

„Dobra. Zmieńmy temat. To kiedy chcesz przyjechać?” - No i to jest rozmowa! Tylko kiedy to miało być? Hmmm… A!

„24-25.06”

„Dobra możesz wpaść, ale pod warunkiem, że śpisz na podłodze i Yumi do tego czasu znajdzie mieszkanie.” - To, to ja rozumiem! Wiedziałem, że dasz się przekonać!

„Stoi” - W sumie to łatwo poszło. Myślałem, że bardziej będzie się stawiał. No, ale w sumie to kto mi potrafi odmówić?


Monachium, baza firmy kurierskiej, czwartek, 15 czerwca, godzina 05:05, Ulrich Stern


Jak w każdy dzień pracujący, Ulrich przygotował się do pracy, wstając chwilę przed czwartą. Mimo przespania zdecydowanie większej liczby godzin w nocy niż zwykle, czuł się bardzo zmęczony. Ledwo udało mu się dojechać do bazy firmy kurierskiej, w której pracował, gdyż za każdym razem jak stawał na skrzyżowaniu na czerwonym świetle na ułamek sekundy przysypiał. Kiedy już podjechał pod rampę załadunkową i zgłosił się do dyspozytora, mógł spokojnie wrócić do swojego samochodu i chwilę się zdrzemnąć w oczekiwaniu na załadunek.


-No i gdzie ten Alex z tymi cholernymi przesyłkami? Znowu wyjadę z opóźnieniem i wrócę do domu zdecydowanie za późno! Cholerna robota! Do przyjazdu Yumi zostały tylko dwa dni, a ja nic jeszcze nie ogarnąłem. Nie mam ani materaca, ani posprzątanego mieszkania. Świetnie. A myślałem, że jeszcze tyle czasu zostało. Tak szybko zleciało. Już czwartek, zaraz piątek i ani się obejrzę będę po nią jechał na dworzec. Hmm, dobrze by było jeszcze znaleźć chwilę na posprzątanie tego samochodu, jak ma nim ktoś jechać oprócz mnie. Tyle rzeczy do zrobienia, tak mało czasu. No, Alex szybciej! Szybciej! Bo nas tutaj noc zastanie, albo następny dzień. Naprawdę zaraz się tam do ciebie przejdę! O! Jeszcze fajnie by było kupić ten regał na książki, ale zawsze mi do sklepu po niego nie po drodze. Muszę opracować jakiś dobry plan, żeby to wszystko ogarnąć. Dobrze, że Yumi przyjeżdża w sobotę, bo i tak mam wolne. Gdyby to był jakiś dzień w tygodniu to bym musiał pisać podanie o dzień wolny.


Monachium, mieszkanie Ulricha, czwartek, 15 czerwca, godzina 18:15, Ulrich Stern


Po kolejnym nudnym dniu w pracy, Ulrich wrócił zmęczony bardziej niż zwykle. Choć obiecywał sobie do południa jak wiele rzeczy zrobi jeszcze tego dnia, po wyjściu z pracy koło trzynastej nie miał już ochoty na nic. Dobrze jednak wiedział, że musi zrobić zakupy spożywcze, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatni dzień przed przyjazdem Yumi. Zatem znów podjechał do ulubionego hipermarketu po drodze z pracy. A gdy już zrobił zakupy i wrócił do domu, jedyne co zrobił to przygotował sobie szybkie jedzenie z mikrofalówki i znów zajął swoje ulubione miejsce na kanapie przed telewizorem. Mimo upływających godzin, nie czuł się lepiej, a wręcz przeciwnie, był coraz bardziej zmęczony.


-Zdecydowanie nie! Dzisiaj się za sprzątanie nie zabieram. Jestem taki padnięty… Nic tylko wziąć się wykąpać i iść spać. Jutro znowu praca na rano. Grrr. Mam już dość tego tygodnia. Jakby sobie wszyscy nagle przypomnieli, że istnieje taki Stern i warto go trochę pomęczyć. Najpierw wizyta Yumi, potem Odd się odgraża, że przyjedzie. Może jeszcze państwo Einstein mnie zaszczycą? Nie. Oni nie. Mają teraz pewnie egzaminy, czy inne okropieństwa na studiach. Muszę się kiedyś przy okazji zapytać Aelity, jak im tam w ogóle idą te studia i kiedy będą je kończyć, i co po nich zamierzają. Zawsze tak schodzimy z tego tematu przy rozmowach. Zawsze jest coś ciekawszego do gadania – nawet pogoda. Podejrzewam, że jak pani Einstein się wkręci na wyższy level postrzegania to nawet bym jej nie zrozumiał, tak jak Jeremiego. Ci to kurcze nadają na tych samych falach… Nie ma co…


Tokio, Hotel Sakura, piątek, 16 czerwca, godzina 20:00 (czasu lokalnego), Yumi Ishiyama


Yumi krzątała się po niewielkim pokoju hotelowym. Pokój był utrzymany w szarościach, przełamanych drewnianymi elementami wyposażenia, takimi jak szafa, pojedyncze łóżko, szafka nocna i stół z jednym krzesłem. Gdzieniegdzie po pomieszczeniu rozrzucone były rzeczy Ishiyamy, które kobieta właśnie próbowała ponownie spakować do walizki. Torba zdawała się skurczyć od ostatniego razu, gdy były w niej te same rzeczy. Po dłuższej chwili udało się jednak Yumi spakować wszystkie ubrania i z drobną pomocą własnej wagi zasunąć walizkę.


-Kosmetyczka spakowana, ubrania też, a jednak mam wrażenie, że czegoś zapomniałam. A no tak – szampon do włosów, ale jego spakuję dopiero po kąpieli. O ręczniku też muszę pamiętać… Tylko gdzie ja go jeszcze wsadzę?  Jeszcze ładowarkę muszę dopakować. No właśnie. Ale jestem dzisiaj roztrzepana. Dobra, rzeczy pierwszej potrzeby już mam skompletowane. To teraz sprawdzić dokumenty. Swoją drogą, myślałam, że bardziej się będę cieszyć z tego wyjazdu, a im bliżej wylotu, tym więcej mam obaw. Muszę sobie z tym wszystkim jakoś poradzić i poukładać swoje życie. Nie wiem jeszcze, czy akurat wyjazd do Niemiec to będzie trafiona decyzja, ale może przy odrobinie szczęścia uda mi się znaleźć pracę i mieszkanie. Dobrze, że tam mam przyjaciela, który nigdy mnie nie zawiódł. Co prawda mógł się zmienić, ale jakoś nie podejrzewam go o to. Miałam na początku stracha jak pisałam do Aelity w sprawie mojego wyjazdu do Europy. Pamiętam jak napisała mi wtedy, że utrzymuje kontakt z Ulrichem, i że jest w Monachium. To wtedy zdecydowałam się na miasto, które będzie celem mojej podróży. Tak czy tak, chciałam się zatrzymać u któregoś z moich starych przyjaciół z czasów licealnych. Mimo wszystko nie chcę przeszkadzać Aelicie i Jeremiemu. Nawet jeśli chciałabym wrócić do Paryża, nie mogliby mnie przenocować. Mieszkają w akademiku, a tam ponoć ciężko z przyjmowaniem gości na dłuższy okres. Nie dziwi mnie to. Przecież tak też było w Kadic. Do Odda jakoś nie miałam ochoty jechać. Za to coś skłoniło mnie w stronę Ulricha. W liceum byliśmy bardzo dobrymi przyjaciółmi. Potem niestety kontakt jakoś się urwał. Aelita też wiele o nim nie mówiła. Ciekawe czy się zmienił? Może ma dziewczynę? Jeśli tak, będę musiała szybko znaleźć coś dla siebie. Pewnie by mnie nie polubiła, a może nawet traktowała jako rywalkę? Cóż, to byłby jej chory wymysł, bo ja nie zamierzam wchodzić w żadne związki. I mam nadzieję, że szanowny Amor bierze to na uwagę. Chcę być sama. Nigdy więcej związków. I żadnych wyjątków.


Yumi w końcu udało się sprawdzić, czy ma wszystkie potrzebne rzeczy. Upewniła się nawet kilka razy, czy na pewno ma ze sobą paszport. Następnie usiadła przy małym stoliczku w rogu pokoju i napiła się zielonej herbaty, którą przyniosła sobie wcześniej z restauracji hotelowej. 


Monachium, mieszkanie Ulricha, piątek, 16 czerwca, godzina 17:21, Ulrich Stern

 

Ulrich przez cały dzień w pracy miał pełne ręce roboty. Gdy dojechał rano na bazę, okazało się, że jeden z jego kolegów zachorował, więc Ulrich musiał wziąć część jego rejonu, żeby paczki dotarły na czas do swoich odbiorców. Wiązało się to z nadgodzinami, gdyż znacząco wydłużyła się lista adresów, pod które miał dostarczyć przesyłki. Do tego w drodze do domu trafił na popołudniowy szczyt komunikacyjny, więc musiał cierpliwie stać w korkach na ulicach miasta. Kiedy wreszcie dotarł do domu, rzucił się na kanapę, wtulając twarz w chłodną poduszkę.


-Myślałem, że ten tydzień nigdy się nie skończy! Dobrze, że wczoraj zrobiłem zakupy spożywcze – dzisiaj bym nie miał na to siły, ani pewnie i czasu. Jutro przyjeżdża Yumi. O nie! Zapomniałem na śmierć! Nie kupiłem tego cholernego materaca! Ja to kiedyś głowę zgubię – jak Boga kocham. No dobra. Dzisiaj posprzątam, a materac kupię jutro rano, bo i tak mam wolne. Będę miał czas do 19, żeby coś załatwić. Ale dzisiaj, panie Stern, nie ma wymówek. Bierzemy odkurzacz i do roboty. Albo nie, lepiej zacząć od ogarnięcia łazienki. A może lepiej jednak poukładać ten książkowo-płytowy bałagan na jakąś kupkę? O tak. Trzeba to zrobić najpierw. Jakoś je upchnę pod parapetem. 


Ulrich zaczął zbierać po kolei książki z całego pokoju. Starał się dobierać je wielkością do siebie, żeby utworzyły zgrabne stosiki pod parapetem. Kiedy pozbierał wszystkie książki, okazało się, że zajmują one cztery stosy, ledwo mieszczące się między podłogą a parapetem. Później pozbierał też płyty CD i DVD, które były znacznie bardziej rozrzucone po całym pomieszczeniu, a część z nich nawet nie miała swoich pudełek, tylko leżały ot tak tam, gdzie akurat było miejsce. Pozbieranie ich zajęło mu znacznie więcej czasu, niż porządkowanie książek, głównie z powodu poszukiwań opakowań na nie. Kiedy już wszystkie płyty miały swoje pudełka i były przetarte z kurzu, podobnie jak książki, ułożył je w stosik pod parapetem.  


-Jacie, nie wiedziałem, że tego aż tyle mam. Skąd tu się tyle tego wzięło?! Naprawdę muszę tu kiedyś zrobić porządek, przepatrzeć to wszystko i przede wszystkim załatwić regał na to, ale raczej już nie zdążę tego zrobić zanim Yumi przyjedzie. No nic, najwyżej mnie wyśmieje za to, że nie umiem się w ogóle zorganizować…


Monachium, mieszkanie Ulricha, piątek, 16 czerwca, godzina 20:47, Ulrich Stern


Kiedy Ulrich uporządkował wszystkie drobne rzeczy porozrzucane po mieszkaniu, zabrał się za sprzątanie łazienki i aneksu kuchennego. Później starł kurze w pokoju i odkurzył całe mieszkanie. Prace porządkowe zdecydowanie nie były jego mocną stroną, ale dał z siebie wszystko. 


-I kto by pomyślał, że to mieszkanie ma aż taki metraż? A takie się niepozorne wydaje. No dobra, to checklista: łazienka – na błysk, aneks kuchenny – akceptowalnie, przedpokój – też, pokój – mogło być gorzej. Mieszkanie odkurzone, kurze starte, to jeszcze tylko zmyć podłogę i voilà – mieszkanie jak po remoncie. Kurczę, kiedyś muszę faktycznie tu ściany odmalować, jak tak teraz patrzę. Trudno. Nie zdążę do przyjazdu Yumi, więc nie ma co się łudzić. Musi jakoś znieść te odpryski koło łóżka. Starałem się jak mogłem, żeby wszystko dobrze wyglądało. Jutro coś może uda mi się ugotować na tej super-hiper kuchence od siedmiu boleści. Przydałoby się coś prostego jak makaron z warzywami czy coś. Przecież nie dam jej kiełbasy na ciepło z bułką (nie żebym miał coś przeciwko temu, bo bardzo lubię i często jem, ale gościowi to tak łyso coś takiego na stół dać). Ech, pomyślę o tym jutro, a teraz trzeba skończyć sprzątanie, ogarnąć się, iść spać, a rano po ten materac nieszczęsny jechać. 

 

Tokio, Hotel Sakura, sobota, 17 czerwca, godzina 05:00 (czasu lokalnego), Yumi Ishiyama


Yumi przekręcała się w nocy z boku na bok, nie mogąc spać. Ostatecznie postanowiła wstać przed budzikiem, żeby nie złościć się jeszcze bardziej na brak snu, kiedy owy budzik by zadzwonił. Wstała z łóżka i poszła wziąć szybki prysznic przed podróżą.


-W ogóle nie mogłam usnąć. Będę dzisiaj straszyć, kiedy dojadę do Monachium i nawet najlepszy makijaż nic tutaj nie zmieni. Nie wiedziałam, że tak można się stresować podróżą, zwłaszcza kiedy się jedzie do przyjaciela. Może się zdrzemnę w samolocie? Pewnie nie. Mam zbyt dużą gonitwę myśli, żeby móc się zrelaksować. 


Yumi wyszła spod prysznica po przyjemnej kąpieli. Ubrała się leniwie, rozczesała włosy, wysuszyła je, po czym zebrała wszystkie swoje rzeczy z łazienki. Zapakowała wszystko, co miała ze sobą i usiadła na podłodze koło walizki.


-No to nie pozostaje mi nic innego jak się teraz zebrać i jechać pomału na lotnisko. Lepiej być wcześniej, niż się spóźnić na odprawę. Gdybym nie miała walizki to może by mi się aż tak nie spieszyło, ale jednak trzeba nadać bagaż, potem kontrola bezpieczeństwa i cierpliwe czekanie na samolot. Wzięłam książkę na poczet czekania i ewentualnych opóźnień. Telefonu lepiej nie rozładować. Nigdy nie wiadomo, kiedy się przyda, a jak będzie najbardziej potrzebny to na pewno się rozładuje. Wylot mam o 11:00. Czasu, a czasu. Na lotnisku dobrze być 2-3 godziny wcześniej. Nie mam co tu siedzieć. Wszystko spakowałam to mogę już zdać pokój. 

 

Monachium, mieszkanie Ulricha, sobota, 17 czerwca, godzina 12: 14, Ulrich Stern


Ulrich spał bardzo głęboko, ignorując wszystkie budziki, które nastawił poprzedniego dnia, żeby wstać w miarę wcześnie i mieć dużo czasu na przygotowanie się do przyjazdu Yumi. W obudzeniu Sterna nie pomógł nawet awaryjny budzik nastawiony na dziesiątą. Kiedy już minęło południe, Ulrich pomału zaczął się budzić, choć nie śpieszyło mu się ze wstawaniem. 


-Ale się wyspałem! Spałem jak zabity normalnie. Która to godzina? CO?! Już po 12?! Ale kiedy? A budzik? Jakim cudem? Ty mała zdradziecka kreaturo! Miałeś mnie obudzić! Aha. Wyłączyłem budzik. A może ja go w ogóle nie nastawiałem? Cholera, nie pamiętam. Nie ważne. Muszę się szybko ogarnąć i lecieć po materac i pościel! Nie miałem kiedy zaspać, tylko akurat dziś!


Ulrich bez zbędnych porannych rytuałów, szybko ubrał się, przeczesał włosy, zjadł bułkę z szynką, popijając ją sokiem, po czym wypadł z mieszkania jak poparzony. Dopiero w samochodzie zauważył, że koszulkę ubrał na lewą stronę i żeby tego było mało, założył dwie różne skarpetki - jedną białą, a drugą czarną. Niewiele się zastanawiając, szybko zdjął koszulkę i założył ją na dobrą stronę. Na skarpetki machnął jednak ręką. Odpalił samochód i ruszył w stronę sklepu.


Monachium, hipermarket, sobota, 17 czerwca, godzina 13: 28, Ulrich Stern


Ulrich chodził dłuższą chwilę po sklepie, zanim udało mu się znaleźć odpowiednią alejkę, w której wystawione były materace dmuchane. Po drodze musiał jednak zasięgnąć porady ekspedientki, bowiem sam już nie miał pomysłu, gdzie mogą być wystawione rzeczy, których poszukuje. Przezornie zapytał się o wszystkie punkty swojej listy zakupowej, żeby nie musieć pytać się po kilka razy ekspedientek o drogę. 


-No i który wybrać? Który? Jedno-, dwuosobowy? Z poduszeczką czy bez? Po co komu tyle rodzajów materacy dmuchanych? Jeden nie wystarczy? Śpieszy mi się, a ja się muszę zastanawiać, czy ma mieć wbudowaną automatyczną pompkę, czy dopinaną na czas dmuchania. Jeszcze do tego milion wariantów kolorystycznych. Granatowy, zielony, brązowy, czarny. Koszmar. Absolutny koszmar. Jak przy wyborze materaca jest tak źle, to co to będzie jak pójdę na dział z pościelą? Och. Dobra, kij z tym. Biorę pierwszy z brzegu i tyle mnie widzieli. Szybko teraz w stronę pościeli! Gdzie oni to mają? Nie powinno być to jakoś obok? A nie, ekspedientka coś chyba mówiła o drugim końcu sklepu… Nie mogli tego dać jakoś w pobliżu? Nie… Lepiej wywalić dział z kołdrami na drugi koniec sklepu – niech klient się nachodzi. A co. Ja nie rozumiem jak problemem krajów wysoko rozwiniętych może być otyłość, kiedy w sklepie trzeba tyle kilometrów zrobić, mając na liście zaledwie 3 rzeczy. Wreszcie! Dobrze, że nie zrobili osobnego działu z poduszkami, który byłby na jakimś piętrze, czy coś. O zgrozo. Ile tego jest. Koniec tego dobrego. Biorę tą co pierwsza mi wpada w ręce, płacę i wychodzę, bo już grubo po pierwszej. Chociaż nie… Przydałoby się jeszcze prześcieradło… I w sumie poszewki też… Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałem? No cóż, jakby dziadek wiedział, że się przewróci to by sobie usiadł. No dobra, gdzie oni to mają? No naprawdę… O tu są! No to też niedaleko siebie - może jednak ten sklep ma jakoś sensownie to wszystko poukładane…?  Boże! Dlaczego to wszystko jest różowe? Nie ma tu jakichś poszewek w jakichś bardziej stonowanych kolorach? Przecież jak uraczę Yumi takimi kwiatowymi motywami na poszewkach to w ogóle się obrazi i od razu ucieknie! Proszę, proszę, żeby się jednak coś znalazło… No naprawdę! Co za koszmar! Wszystko jest kurde w kwiatuszkach, motylkach i innych kolorowych kreaturach. O! Jest! Ha! Czarno-szara! No, taka to może być!


Monachium, mieszkanie Ulricha, sobota, 17 czerwca, godzina 17: 58, Ulrich Stern


Po szybkich zakupach Ulrich wrócił do domu, po czym zaczął przygotowywać obiad dla niego i Yumi. Szybko pokroił warzywa, wrzucając wszystkie do garnka, który nagrzewał się na kuchence elektrycznej. Kiedy sos był już gotowy, zabrał się za smażenie kurczaka. Ulrich jednak źle oszacował potrzebny czas i omal nie brakło mu go, żeby przygotować całe danie.


-Gotuj się ty wredny makaronie! Wiem, że ta kuchenka jest słaba, ale żeby aż tak? Jakbym wiedział ile zajmie przygotowanie samego sosu, zabrałbym się za to wczoraj. Szybciej bym ten makaron w czajniku ugotował. Może to nie byłby taki zły pomysł? Ech, chyba nic z tego obiadu nie będzie. No nic, jak nie zdążę, to coś przekąsimy na mieście. Albo zamówię pizzę. Zawsze jest jakaś alternatywa.