Rozdział 1

Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 12 czerwca, godzina 03:55, Ulrich Stern

Światło latarni ulicznych delikatnie wdzierało się przez niezasłonięte okno do mieszkania w bloku na drugim piętrze. W mieszkaniu było cicho i spokojnie, chociaż co jakiś czas słychać było szum pojedynczych samochodów jadących pobliską drogą. Samo mieszkanie nie było duże - miało jeden pokój, łazienkę i aneks kuchenny. W półmroku można było dostrzec bałagan, który opanował większość tej niewielkiej przestrzeni. Gdy zegar stojący na podłodze koło kanapy wskazał godzinę 3:55, rozbrzmiał na całe mieszkanie nieprzyjemny dźwięk budzika. Postać śpiąca dotychczas w nieładzie na kanapie poderwała się gwałtownie, trzepiąc budzik przy tym ręką, aby jak najszybciej go wyłączyć. Mężczyzna wstał, leniwie się przeciągnął i poszedł do łazienki, zapalając po drodze lampy w mieszkaniu. Gdy stanął przed lustrem, przemył twarz chłodną wodą, wytarł ją ręcznikiem, po czym przyjrzał się sobie wnikliwie. Dostrzegł w swoim odbiciu mocno podkrążone oczy i bladą skórę. Westchnął głęboko i biorąc do ręki maszynkę do golenia, zaczął spokojnie podgalać swój niewielki zarost na brodzie.


-Niesamowite jak ten czas szybko leci. Pamiętam, jak byłem jeszcze w liceum i razem z moimi przyjaciółmi walczyliśmy ze złym wirusem komputerowym, Xaną. Teraz mija już sześć lat odkąd wygraliśmy walkę ze złem i wyłączyliśmy superkomputer raz na zawsze. Później nasze drogi się rozeszły. Ściślej mówiąc, miało to miejsce po ukończeniu szkoły. Wszystko działo się wtedy tak szybko. Dostaliśmy wyniki egzaminów, składaliśmy wnioski na uczelnie wyższe. Część z naszej grupki była szczęśliwa, jak Jeremy i Aelita – dostali się na renomowaną paryską uczelnię na informatykę, a inni jak ja i Odd nie mieli tyle szczęścia – nasz paczkowy żarłok dostał się do szkoły kucharskiej na południu Francji i uczy się na kucharza, w tym roku ma dostać dyplom. A ja? A ja wyjechałem do Niemiec robić „karierę” sportową. Tak jak mój ojciec chciał. Nic z tego nie wyszło. Wiedziałem to już pierwszego dnia po wyjeździe z Francji. A no i jeszcze jest Yumi. Yumi… Japońska piękność, która rok wcześniej od nas skończyła Kadic i wróciła z rodziną do Japonii. Od tamtej pory niewiele miałem z nią kontaktu. Wiem, że czasem pisze na mediach społecznościowych z Aelitą, ale nie jest to jakaś wylewna relacja. Raczej rozmowy na zasadzie „co u ciebie”, tak przynajmniej mówi Aelita. W sumie to dziwne, że jakoś się tak rozjechaliśmy jako paczka przyjaciół. Kto by pomyślał za czasów szkolnych, że tak będzie. Ja, mimo odległości, trzymam się z Oddem – często ze sobą piszemy i rozmawiamy przez internet, Aelita naturalnie jest z Jeremiem. Ja utrzymuję kontakt z Aelitą i zapewniam przepływ informacji między mną i Oddem, a naszą uroczą parką. A Yumi jest z boku. Nie odzywa się do nikogo poza Aelitą. Nie pisze ani do mnie, ani do Odda, ani nawet do Jeremiego. Tylko raz na jakiś czas pisze właśnie do Aelity. Dziwi mnie to. Ona zawsze lubiła z nami spędzać czas. Z nami razem i z każdym z osobna… Może ma jakąś ciężką pracę? Lub rodzinę? O Boże, nie, nie myśl o tym nawet! Może utrzymuje kontakt z Williamem? Nie, nie, nie! Nawiasem gościu też dziwny. Po ukończeniu szkoły po prostu zapadł się pod ziemię, nikomu nic nie mówiąc. Teoretycznie coś powinien powiedzieć, w końcu razem z nami walczył z Xaną. I nawet my między sobą mieliśmy niepisany pakt o nieagresji. Co nie zmienia faktu, że wciąż za typkiem nie przepadam, choć go tyle lat nie widziałem. Emocje ludzkie są naprawdę dziwne… W każdym razie nasza paczka już w praktyce nie jest paczką. 


Kończąc procedurę golenia się Ulrich przerwał swoje rozważania, skupiając się na obowiązkowych porannych czynnościach, dzięki czemu sprawnie przygotował się do pracy - umył zęby, uczesał się, ubrał się i nawet zrobił sobie kanapki. Spakował także swój plecak i naszykował polar, który był nieodłącznym elementem jego stroju firmowego. Gdy był już gotowy do wyjścia, usiadł na rozłożonej jeszcze kanapie, pozwalając wrócić swoim wcześniejszym rozważaniom. 


-Wszystko się skończyło, tak jak nauka w liceum. Wszystko przeminęło – dopadła nas proza codziennego, dorosłego życia – praca, studia, obowiązki. Już nie jesteśmy nastolatkami. Trzeba o wszystko samemu zadbać. Dobra, dość już tych rozważań na dziś! Sprawdzę jeszcze tylko media społecznościowe i idę do pracy. Pracuję jako kurier. Wiem, to nie praca marzeń, ale przynajmniej mam co do gara włożyć. Lepsza taka praca niż życie w utopii, że uda mi się wybić jako piłkarz, nawet w najniższej lidze. Ok, naprawdę muszę się śpieszyć, bo się spóźnię i szef mnie wywali z roboty. Szybki check i wychodzimy. O! Wiadomość od Aelity z 22:58. Zadzwoń jutro wieczorem.” Się rozpisała… No spoko, muszę dodać to do mojej listy rzeczy do zrobienia, żebym nie zapomniał. Ciekawe co chciała? … Nie ważne, dowiem się wieczorem. A teraz serio muszę już wychodzić, bo jest pięć po czwartej. Kto, na litość boską, wymyślił taką heretycką godzinę jak piąta rano? O tej porze to się śpi, a nie zabiera paczki z bazy. Dobra, portfel, telefon, kluczyki do samochodu, plecak – wszystko mam, pora ruszać. Wróć, zapomniałem kanapek – bez nich ciężko by było przetrwać cały dzień w pracy.


Ulrich pogasił wszystkie światła w pokoju i łazience, po czym wyszedł na korytarz bloku. Zamknął drzwi swojego wynajmowanego mieszkania i ruszył ku klatce schodowej, która wyprowadziła go wprost na parking przed blokiem, gdzie czekał już na niego dostawczy samochód, który choć należał do firmy kurierskiej, był dla Sterna też autem prywatnym na dojazdy do pracy.


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 12 czerwca, godzina 15:35, Ulrich Stern


Praca minęła Ulrichowi dość spokojnie. Po niecałych ośmiu godzinach pracy miał już rozwiezione wszystkie paczki, które podjął z bazy, dzięki czemu mógł spokojnie wrócić do domu, rozliczając się po drodze z obsłużonego rejonu miasta w firmie. Następnie w drodze do domu Stern podjechał do jednego z hipermarketów, żeby zrobić szybkie zakupy, które jednak w praktyce trwały znacznie dłużej niż się spodziewał, głównie za sprawą licznych promocji, które napotkał na sklepowych półkach. Ostatecznie dopiero po ponad godzinie udało mu się zapłacić za produkty, spakować wszystko do samochodu i ruszyć w kierunku swojego miejsca zamieszkania, po drodze zahaczając o stację benzynową i pralnię chemiczną.


-No wreszcie w domu! Zakupy zrobione – ostatecznie wyszły mi z tego zapasy na najbliższy tydzień! Teraz tylko się przebrać, pyknąć browarka i rozsiąść się przed telewizorem. Odpowiedni odpoczynek, po całym dniu ciężkiej pracy. Naprawdę muszę pomyśleć o zmianie roboty, bo mi krzyże wysiądą. Co z tego, że paczki, które roznoszę mają dopuszczalną masę maksymalną, jeśli ja noszę ich po kilkanaście dziennie? Taki limit dzienny by się przydał, a nie jakieś tam dyrdymały z maksymalną dopuszczalną masą. Oczywiście, kilogramy też są ważne, ale jednak ilość paczek też potrafi przytłoczyć. Heh, czemu ja myślę cały czas o pracy? Przecież już dobrą chwilę temu z niej wyszedłem. Koniec tego. Muszę się czymś zająć – popatrzmy na listę rzeczy do zrobienia:

-zakupy – są,

-zatankować samochód – zrobione,

-odebrać garnitur z pralni – jest,

-zadzwonić do Aelity – a to wieczorem dopiero, pewnie tak koło 20, jak zwykle,

-zrobić pranie – shit! Tego nie zrobiłem. Wiedziałem. No panie Stern, nie miałbyś się w co ubrać pojutrze, chyba, że byś suszył suszarką gatki, żeby szybciej wyschły. No to do dzieła. Ubrania do pralki. Wsypać proszek. Założyć odpływ na wannę. Nastawić na pełny cykl. I start. Wszystko. Chwała technologii! Pomyśleć, że ludzie kiedyś musieli wszystko prać ręcznie. No, ale w sumie wtedy się tym zajmowały kobiety, a nie mężczyźni. Nie żebym tutaj był szowinistą czy coś – po prostu czasami przydałaby się jakaś inna dusza, która by ogarniała lepiej ode mnie sprawy organizacyjne domu – pranie, prasowanie, gotowanie, sprzątanie – ja się do tego po prostu nie nadaję. I w tym miejscu muszę zaznaczyć, że naprawdę cieszę się, że nikt mnie nie odwiedza w moim mieszkaniu. Tu jest taki syf. Aż czasami się patrzeć nie chce. Z drugiej strony, po co mam sprzątać i się męczyć? Zdecydowanie to marnotrawienie czasu. Wiem, że to też moje lenistwo, bo mam tutaj tylko jeden mały pokój, który ma nie więcej niż 16 metrów kwadratowych po podłodze, w którym mam tylko rozkładaną kanapę, telewizor, krzesło, stolik z czajnikiem elektrycznym i laptopem... Mam klaustrofobiczną łazienkę, gdzie siedząc na kiblu można sobie ręce umyć w umywalce, albo pralkę ładować, a no i oczywiście pseudo aneks kuchenny, czyli w praktyce mały blacik z deską do krojenia, mini zlew z mini suszareczką na talerze/kubki, dwie małe szafeczki, hotelową lodówkę pod blatem, mikrofalówkę i oczywiście elektryczną, jednopalnikową kuchenkę (czy można to w ogóle tak nazwać?) i to wszystko w przedpokoju! Taka oszczędność miejsca! A przy tym wszystkim wszędzie walają się ubrania, śmieci i brudne naczynia. O! I książki i płyty DVD na podłodze. Muszę w końcu kupić jakiś regał na nie. Ale to kiedy indziej. Teraz czas na relaks.


Ulrich włączył telewizor, po czym runął na swoją wciąż niepościeloną kanapę jak długi. Kiedy tak leżał przed telewizorem i zmieniał machinalnie kanały, co jakiś czas popijał lekko schłodzone piwo. W końcu jednak znużenie wzięło górę i Stern usnął, pochrapując cicho.   


Monachium, mieszkanie Ulricha, poniedziałek, 12 czerwca, godzina 21:05, Ulrich Stern


Drzemka Ulricha trwała niecałe trzy godziny. Kiedy Stern się przebudził postanowił przygotować sobie szybki obiad, odgrzewając gotowe danie w mikrofali. Kiedy już zjadł, powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, czyli do oglądania telewizji. W praktyce tak wyglądał jego każdy dzień - mało co wychodził z domu po pracy, zakupy robił tylko wtedy, kiedy w lodówce zostawało już tylko światło, a także nie utrzymywał żadnych relacji towarzyskich, poza pisaniem od czasu do czasu z Oddem przez komunikator. Monotonię każdego dnia dopełniał telewizor, a największym wydarzeniem dnia było wypicie piwa. 


-Ups! Się trochę zasiedziałem. Głupie teleturnieje w telewizji. Miałem przecież zadzwonić do Aelity! Może jeszcze nie śpi. Gdzie ten mój telefon??? Przecież miałem go przed chwilą w ręce! Na stoliku nie ma skurczybyka, na parapecie też nie. No gdzie ta łajza? A! Tu cię mam! Boże, jak mogłem go nie zauważyć we własnych spodniach?! Ok. To teraz numer do Aelity. Jest. Dzwoni. Piiip. Piiip. Piiip. 

-Halo? - Odebrała! Więc nie śpi! 

-Cześć, Aelita, chciałaś żebym zadzwonił wieczorem.

-Co? - Cholera chyba ją obudziłem…

-No miałem zadzwonić.

-A tak, pamiętam. Przepraszam, drzemałam przed chwilą, bo miałam dużo nauki ostatnio.

-Nic się nie stało, też czasami tak mam. Zdecydowanie za często… Doskonale cię rozumiem.

-Dorosłe życie jest passé…

-No, aleś odkrywcza. Nobla ci się powinno dać za takie odkrycie roku.

-Ulrich, przestań. Załatwmy, co mamy załatwić i idźmy już spaćNie mów mi tak, nie jestem dzieckiem! Zresztą w odróżnieniu od ciebie księżniczko, ja chodzę spać grubo po północy. Co nie jest najlepsze przy mojej pracy, ale cóż – odsypiam w weekendy.

-No to mów, co tam masz do powiedzenia.

-W sumie to raczej chciałam cię zapytać w imieniu pewnej osoby o przysługę.

-Nie, nie pożyczę Oddowi znowu kilku stówek na jakieś pierdoły. – Ostatnio, jak mu pożyczyłem, to drań nawet złamanego grosza nie oddał! A teraz świętego udaje i jeszcze śmie wplątywać w to Aelitę. A to padalec jeden.

-Nie chodzi o Odda. - O to ci odmiana!

-Więc o kogo?

-O Yumi. - Chyba się przesłyszałem…

-Eghe... Eghe… C...o...? - I po co ja brałem teraz łyk piwa. Zaraz się uduszę!

-No, Yumi się pytała, czy może się u ciebie zatrzymać, bo będzie na jakiś czas w Monachium. - Aelita, nie dobijaj mnie. Nie widzisz, że się duszę?! Wzywaj pogotowie, bo zaraz tutaj zejdę!

-Hryy – Dalej to nie to… No dalej, Stern! Ogarnij to, bo naprawdę cię zaraz będzie karetka zbierać.

-Czy możesz się uspokoić, Ulrich?!

-Ale… Ja… Jestem… Eghem, eghem… Spokoj… Ny… Po… Prostu… Się zakrztusiłem… To wszystko.

-Dobra, to jak już ci przeszło, to jak się zapatrujesz na to?

-A na ile chce przyjechać?

-Nie wiem, nie powiedziała dokładnie. Z tego co wiem, to chyba się przeprowadza i potrzebuje czasu, żeby znaleźć jakieś własne lokum. - Yumi? W Niemczech? Czy to sen? Boże, uszczypnij mnie! 

-Aha. - Tylko na taką odpowiedź cię stać, Stern?!

-No więc? - Och, no i co ja mam odpowiedzieć? Z jednej strony na 100% tak, nawet na 200% tak, ale z drugiej strony, gdzie ja jej dam przestrzeń do życia? Mam tylko jedno łóżko. Shit. Shit. Shit.

-Aelita, ja bardzo chętnie, ale mam tylko jedno łóżko. - I przez głupi mebel stracę taką okazję! Kanapa, szykuj się do wylotki! Nawet, jeśli jesteś wygodna. Nienawidzę cię!

-Wiesz, zawsze możesz kupić jakiś dmuchany materac, czy coś. Wiesz, że to nie chodzi o mieszkanie na stałe, tylko kilka nocy. - A szkoda, że nie na więcej niż kilka nocy…

-W sumie to mam dmuchany materac. - Naprawdę to nie mam, ale jaki problem kupić? No i do tego jakąś pościel…

-Świetnie. Yumi będzie szczęśliwa.

-Ale to ja się prześpię na podłodze. Możesz jej powiedzieć.

-Dobra.

-A i zapytaj ją kiedy dokładnie chce przyjechać, bo będę musiał zrobić większe zakupy niż zwykle.

-Yumi mówiła, żebyś się nie przejmował. Będzie starała się ci nie przeszkadzać. Będzie tak jakby jej nie było. To jej oryginalne słowa. - A kto powiedział, że ja tak będę chciał?

-I tak się jej zapytaj kiedy przyjeżdża. - Muszę posprzątać ten bałagan…

-Napisała mi, że w najbliższą sobotę ma zarezerwowany lot z Tokio do Frankfurtu, a potem ma pociąg do Monachium.

-W najbliższą sobotę? Tą 17 czerwca?

-Tak.

-A w jakich godzinach?

-Z tego co mi właśnie napisała to wieczorem, po 20. - Muszę to zapisać, bo inaczej zapomnę. Gdzie ta cholerna tasklista? A tam! A ołówek, długopis, cokolwiek do pisania? Małe, wredne przedmioty. Zawsze się chowają, kiedy są potrzebne. O jest! Dobra, miało być 17 czerwca o 20, pewnie na dworcu głównym.

-Dobra. Zapisałem sobie. A możesz zapytać Yumi o kontakt? Musimy się jakoś porozumiewać, skoro ma się u mnie zatrzymać.

-Jasne. Poczekaj. – Ha! Po tylu latach będę miał do niej numer! To jest jakiś cud! - Yumi napisała, że napisze do ciebie później, bo teraz już nie ma czasu, a telefonu nie da, bo jej obecny telefon ponoć nie będzie działał dobrze w Niemczech…

-Ok. No to w takim razie będę czekał.

-No to chyba tyle z mojej strony.

-Yhm.

-To dobranoc, Ulrich.

-Trzymaj się, Aelita. Pozdrów Einsteina.

-Jasne. To pa!

-Pa! - Kurcze, dzwoniąc nie myślałem, że ta rozmowa tak się potoczy. Kto przy zdrowych zmysłach w ogóle by pomyślał? Na pewno nie ja. No to nic. Pozostaje czekać na wiadomość od Yumi. Zostawię sobie na noc włączone powiadomienia, gdyby napisała.


Po skończonej rozmowie Ulrich odłożył swój telefon na podłogę koło kanapy, po czym wrócił do oglądania telewizji. Dopiero koło 22 postanowił zebrać się do łazienki i wziąć prysznic. 


Monachium, wtorek, 13 czerwca, godzina 02:03, Ulrich Stern


Kiedy Ulrich kładł się spać kilka minut po północy, nie wiedział jeszcze, że ta noc będzie dla niego trudna. Przekładał się z boku na bok od dłuższej chwili, nie mogąc zasnąć, ani nawet nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji do leżenia. 


-Nie mogę! No nie mogę! Tak się nie da spać! Dlaczego, akurat dzisiaj musiałem się o tym dowiedzieć? Teraz nie będę mógł w ogóle zasnąć. Mózgu, uspokój się! Dowiesz się pierwszy, jeśli Yumi napisze. Chcę spać! Potrzebuję spać! I cholera jasna, nie mogę! Yumi może napisać w każdej chwili. Przecież w Japonii jest inna strefa czasowa. Oni tam mają pewnie koło 10 rano. Czemu nie mogłem wymóc, żeby Aelita kazała Yumi napisać od razu? Byłoby z głowy, a tak to się stresuję. Nie łudź się, Stern. Nawet jakbyś z nią wieczorem pisał to i tak byś teraz nie spał. Za dużo emocji naraz. Zdecydowanie, za dużo. Ok. Wdech. Wydech. Uspokój się. Jutro Yumi napisze, wszystko się wyjaśni, a teraz śpij. Zamknąć oczy i nie podglądać!

.

.

.

Bzzzzyyk. Bzzzyyyk. Bzzzyyyyk.

.

.

.

Jeśli to Odd. Zabiję gada.

“Nowa wiadomość od: Yumi Ishiyama.”

Jednak napisała! Napisała! Ciekawe co…

“Cześć Ulrich!

Dawno nie rozmawialiśmy. Przepraszam za to. Miałam bardzo dużo rzeczy na głowie. Dziękuję Ci, że zgodziłeś się mnie przenocować przez parę dni. Obiecuję, że nie sprawię Ci kłopotu. Będę 17.06, około 20:20 na dworcu głównym w Monachium. Wezmę taksówkę. Po drodze kupię sobie jedzenie. Wszystko będę miała ze sobą. Nie musisz się martwić. Będę wdzięczna za jakieś miejsce do spania, trochę ciepłej wody – nic więcej nie potrzebuję. W międzyczasie będę szukać jakiegoś mieszkania dla siebie. Szukanie przez internet niestety nie jest łatwe, nigdy nie wiadomo jak coś wygląda w rzeczywistości. Numer do siebie dam Ci na miejscu, bo muszę kupić kartę SIM, która będzie działać w niemieckiej sieci. Jeszcze raz dzięki!”

O wow. Zastanawiam się, co miała na myśli pisząc o tych „rzeczach na głowie”, czyżby miała jakąś ciężką pracę? W sumie to ciekawe, co w ogóle robiła przez ten czas. Mniejsza, przyjedzie, to pogadamy. Teraz wypadałoby jej odpisać:

“Cześć Yumi!

Nie ma problemu. Nie bierz taksówki, przyjadę po Ciebie, a później zrobimy zakupy. Też coś muszę jeść przecież :D”

No i wyślij. Może coś odpisze? O! Wyświetlone... Ale nic nie pisze. Pewnie jest zajęta. A jeśli o byciu zajętym mowa, to dobrze, by było, gdybym chociaż chwilę pospał.


Po dłuższej chwili wreszcie Ulrichowi udało się zasnąć. Jego sen nie trwał jednak zbyt długo, bowiem po niespełna dwóch godzinach jego budzik znów zaburzył ciszę panującą w mieszkaniu.


-Co?! Już za pięć czwarta? Kiedy to zleciało?! Dzisiaj będzie ciężki dzień, biorąc pod uwagę, że niemal nie zmrużyłem oka. No cóż, life is brutal. Trzeba wstać. Przeżyć dzień. I iść znowu spać. Super.